Krzysztof Oliwa: Zmęczyło pana zamieszanie z licencją?

Janusz Filipiak: Zdecydowanie tak. Byłem bardzo wyczerpany. Te ciągłe huśtawki nastrojów. Potrzebowałem wyjechać, dlatego teraz jestem w Grecji na urlopie. Nawet nie oglądałem meczu ze Śląskiem.

Reklama

W Łodzi uważają, że Cracovia miała silne lobby w związku.

Mogę to stanowczo powiedzieć. Nie zabiegaliśmy ani drogą oficjalną, ani nieoficjalną o przychylność kogokolwiek. Jedynie prezydent miasta Jacek Majchrowski wysłał list z prośbą o przestrzeganie prawa. Nie ma w tym jednak nic złego. Przecież to za miejską kasę powstaje przy Kałuży nowy obiekt. Wiedzieliśmy, że sportowo zajęliśmy 15. miejsce i spokojnie czekaliśmy na rozstrzygnięcia.

Reklama

15., czyli przedostatnie miejsce. Według przepisów powinniście spaść. Nie uważa pan, że tak byłoby bardziej fair?

Przede wszystkim nie wiem, czy fair jest konkurowanie z klubami, które działają na takich zasadach jak ŁKS. Przecież taka organizacja musi być stabilna finansowo. Nie może być tak, że ktoś obieca przykładowo pięć milionów złotych na premie, a potem się z tego nie wywiązuje. Poza tym łatwo powiedzieć, że można było przesunąć z I ligi kolejne zespoły, tylko czy one organizacyjnie są gotowe do gry w ekstraklasie?

ŁKS nie miał pieniędzy, a Cracovia stadionu.

Reklama

Podpisaliśmy promesę na wynajęcie obiektu w Sosnowcu. Nie mogliśmy od razu spisać umowy, dopóki nie wiedzieliśmy, gdzie będziemy grać. Jednego tygodnia byliśmy w ekstraklasie, potem znów w I lidze. A wynajęcie Stadionu Ludowego przekracza 1,5 miliona złotych. Jesteśmy spółką z udziałami miasta. Gdyby przyszło nam grać na zapleczu ekstraklasy, to zostalibyśmy posądzeni o niegospodarność. Przecież w I lidze moglibyśmy bez przeszkód grać na Hutniku lub Kmicie Zabierzów. Kiedy sprawa wyjaśniła się, to od razu sfinalizowaliśmy umowę z Zagłębiem. To był zwykły akt techniczny.

W atakach na Cracovię prym wiedli Marcin Adamski, Grzegorz Klejman i Tomasz Hajto. Jak pan przyjmował ich uwagi na temat swojego klubu?

To było niesmaczne. Zwłaszcza oczernianie mojej osoby. Nie zamierzam jednak dochodzić sprawiedliwości w sądach, bo to upokarzające i zajmuje strasznie dużo czasu. A ja mam co robić.

Nie myślał pan, żeby rzucić to wszystko w diabły?

Z pewnością tak, ale tylko przez krótki okres. Jasno zadeklarowaliśmy, że nawet w I lidze jesteśmy z Cracovią. Jesteśmy związani z najstarszą futbolową marką na rynku od prawie ośmiu lat. W tym czasie wpakowaliśmy w klub kolosalne pieniądze - 40 milionów złotych. W piłce powinno być jak najwięcej prywatnych inwestorów. Im nie zależy na aferach, niejasnościach czy układach, bo tracą wtedy reputację. Tacy ludzie jak ja, Cacek w Widzewie czy Solorz w Śląsku mogą sprawić, że ta liga naprawdę będzie bardzo dobrym produktem.

Na razie chyba do tego daleko. W nieskończoność przeciągają się poszukiwania tytularnego sponsora ligi. Nie mam pan żalu do Ekstraklasy za zbyt wolne działanie?

Polska liga reprezentuje bardzo niski poziom, a co za tym idzie, nie jest łakomym kąskiem dla inwestorów. Zresztą problem też nie dotyczy tylko piłki, ale generalnie całego sportu. Przecież czołowy polski kolarz Sylwester Szmyd ma gigantyczne problemy ze znalezieniem sponsora. Nie wspomnę już o hokeju, w który też inwestujemy. Tam organizacyjnie wszystko jest jeszcze w powijakach.

W takim razie po co panu ta Cracovia?

Comarch to ogromna firma, a takie przedsiębiorstwa potrzebują też działać dla dobra społecznego. Wydaliśmy grube pieniądze, ale zyskaliśmy coś, czego nie da się przeliczyć na pieniądze. Staliśmy się firmą znaną, do której bardzo mocno wzrosło zaufanie. Dlatego będziemy dalej inwestować w sport i Cracovię.

Wraz z końcem maja, kiedy okazało się, że Cracovia zajęła miejsce spadkowe, nie obawiał się pan, że z zespołu odejdą najlepsi gracze?

Szczerze mówiąc, nikt nie chciał od nas odejść (z wyjątkiem Pawła Nowaka – red.). Jesteśmy klubem stabilnym, wypłacalnym i przewidywalnym. Piłkarze cenią sobie stabilizację i pewność, że z końcem miesiąca dostaną na konto pensje. Do tego sporo zawodników wróciło z wypożyczeń i zrobiło się naprawdę tłoczno.

To dlatego nie było przed sezonem transferów do klubu?

Mamy w tej chwili ponad 30-osobową kadrę. Razem z trenerem Arturem Płatkiem nie widzieliśmy piłkarzy na naszym rynku, którzy byliby w zasięgu finansowym i podnieśli poziom sportowy. Efekt jest taki, że w kadrze pierwszego zespołu nie ma Arkadiusza Barana i Michała Karwana, którzy trenują z zespołem Młodej Ekstraklasy. O Arka jestem spokojny. Wiem, że musi dojść do siebie po kontuzji kręgosłupa, która długo nie dawała mu spokoju.

• Autor wywiadu jest dziennikarzem Orange Sport