Tragedia wydarzyła się na autostradzie pod San Diego, gdzie Deyna mieszkał. Rozpędzony dodge colt słynnego piłkarza wjechał z pełną prędkością w tył stojącej na pasie awaryjnym ciężarówki. Deynę zidentyfikowano tylko po pamiątkowym sygnecie podarowanym mu przez prezesa San Diego Sockers. Śladów hamowania nie stwierdzono. Dlaczego?

Reklama

Jedna z teorii mówi, że pozbawiony majątku przez nieuczciwego biznesmena, niepotrafiący odnaleźć się po zakończeniu kariery, mający kłopoty rodzinne „Kaka” popełnił samobójstwo. Inna, że po prostu zasnął za kierownicą. Jedynym pewnikiem jest to, że w jego organizmie wykryto obecność alkoholu dwukrotnie przewyższającą dawkę dopuszczalną dla kierowców. Bo w tamtym czasie dawny gwiazdor światowych boisk mocno nadużywał napojów wyskokowych.

Stał się legendą

W tym momencie zaczęła się rodzić się druga legenda Deyny (bo pierwsza była związana z jego boiskowymi wyczynami). W rodzinnym Starogardzie Gdańskim na domu, w którym mieszkał, wisi pamiątkowa tablica, podobna znajduje się na stadionie Legii. W Warszawie jedna z ulic została nazwana jego imieniem. Kibice Legii wożą ze sobą flagę z podobizną piłkarza, noszą koszulki, stworzyli stronę internetową poświęconą „Kace”, a w środowisku warszawskich fanów funkcjonuje grupa deynowców. – Nie jesteśmy jakimiś wyznawcami Kazia. Po prostu uznaliśmy, że należy mu się taka flaga, bo jest wielką legendą naszego klubu. Od tego momentu inni zaczęli nazywać nas Deynowcami – mówi kibic Legii „Koval”.

Reklama

Tę legendę docenił nawet Serb Aleksandar Vuković. Kiedy w 2001 r. przybył do Legii, szybko poznał historię swojego nowego klubu. Już w jednym z pierwszych wywiadów powiedział, że Deyna jest dla niego niedoścignionym wzorem, a gdy otrzymał od jednego z kibiców T-shirt z wizerunkiem „Kaki”, założył go pod koszulkę meczową. Kiedy zdobył gola, podbiegł do trybun, pokazując podobiznę słynnego piłkarza. – Trafiliśmy do Legii w tym samym wieku, ale nie chciałbym się w żadnym wypadku porównywać z Deyną. To był jeden z najlepszych piłkarzy Legii i reprezentacji Polski – mówi Vuković.

Czym Deyna zasłużył sobie na takie uwielbienie? Lista jego sukcesów współczesnym polskim piłkarzom może zawrócić w głowie. W 1970 r. wraz z Legią „Kaka” awansował do półfinału Pucharu Europy, a w 1971 – do ćwierćfinału. W 1972 r. poprowadził reprezentację Polski do złotego medalu olimpijskiego w Monachium. W finale strzelił dwa zwycięskie gole Węgrom (było 2:1), w całym turnieju trafił aż dziewięć razy – i został królem strzelców. W 1974 r., już jako kapitan drużyny narodowej, wywalczył z kolegami trzecie miejsce na mistrzostwach świata w Republice Federalnej Niemiec, a później został uznany trzecim piłkarzem globu – po Franzu Beckenbauerze i Johannie Cruyffie. Podobny zaszczyt spotkał jeszcze tylko Zbigniewa Bońka. Dwa lata później został wicemistrzem olimpijskim w Montrealu, a w 1978 r. na mundialu w Argentynie skończyło się na miejscu 5. – 6.

Dziś nie miałby szans?

Reklama

Jednak nie jest wykluczone, że dziś Deyna być może w ogóle nie otrzymałby szansy w zawodowym futbolu. W akademii piłkarskiej Legii kandydatów do gry w Młodych Wilkach testuje się pod względem motorycznym, wychodząc z założenia, że futbolowej techniki można nauczyć, a warunki fizyczne albo się ma, albo nie. Jeśli ktoś ich nie ma, jest odsyłany do domu.

Nawet jeśli Deyna zdołałby przejść etap juniorski, nie jest wcale powiedziane, że zyskałby uznanie współczesnych trenerów. Przecież nie był atletą, szybkobiegaczem, nie miał żelaznych płuc, nie był dobry w odbiorze piłki. Przeciwników pokonywał sprytem i wyszkoleniem technicznym. – Z pewnością byłoby dla niego problemem to, że teraz piłka stała się bardzo szybka. Jednak myślę, że jako doskonały piłkarz, ze swoją intuicją, sposobem poruszania się po boisku, Kazio łatwo by się do tego dostosował – uważa Boniek.

– Mimo zmian, jakie zaszły w futbolu, myślę, że ci, którzy byli najlepsi, nadal byliby wielcy. Widziałem kilka skrótów z meczami Deyny, zwłaszcza z mistrzostw świata w 1974 r., i wiem, że był to znakomity piłkarz, który miał świetne czucie piłki – dodaje Vuković.

Nie wszyscy go lubili

W kraju nigdy jednak nie brakowało krytyków Deyny. Zarzucano mu, że kręci kółka na środku boiska, zwalnia grę. Kibice innych klubów szczerze go nienawidzili. W 1977 r. w Chorzowie w meczu z Portugalią „Kaka” zdobył kapitalną bramkę z rzutu rożnego, bramkę na wagę awansu do finałów mistrzostw świata w Argentynie, a śląska publiczność podziękowała mu za to gwizdami. – Byłem tym zdziwiony, ale to nie były gwizdy przeciwko Kazikowi, tylko przeciwko piłkarzowi Legii Warszawa. To był okres komunizmu, wiadomo, że Legia zabierała zawodników komu chciała pod pretekstem powołania do służby wojskowej. Sprawa została trochę rozdmuchana przez propagandę. Choć dziś oczywiście nie jest do pomyślenia, by z powodu waśni klubowych piłkarz reprezentacji został potraktowany w ten sposób – bagatelizuje Zbigniew Boniek.

Deynę skrytykowano też na samym mundialu. W meczu przeciwko gospodarzom turnieju przy stanie 0:1 kapitan nie wykorzystał rzutu karnego, a Polacy ostatecznie przegrali 0:2 i nie przebili się do decydującej fazy turnieju, co przyjęto jak klęskę. Bronili go tylko kibice Legii, którzy krzyczeli „Deyna Kazimierz. Nie rusz Kazika, bo zginiesz”.

Z całą pewnością dzisiaj „Kaka” musiałby się zmierzyć z jeszcze jednym wyzwaniem - zainteresowaniem mediów. Cichy, trzymający się na uboczu, niezbyt wygadany piłkarz nie potrafił brylować przed mikrofonami i kamerami, ale i tak byłby bohaterem tabloidów i kolorowych tygodników. Jak Cristiano Ronaldo w Wielkiej Brytanii. Wszystko przez jego liczne romanse i nadzwyczajną zdolność do znikania bez śladu. Trenerzy wiele razy daremnie oczekiwali go na zajęciach, gdy dokonał jakiegoś nowego podboju miłosnego. Doszło nawet do tego, że Deyna został zamknięty w areszcie, bo nie był w stanie przestrzegać dyscypliny, nawet odbywając zasadniczą służbę wojskową.

Początek końca

Po mundialu w Argentynie przeszedł z Legii do Manchesteru City. Wcześniej na zagraniczny transfer zezwolono tylko Robertowi Gadosze, Bernardowi Blautowi i Lubańskiemu. W Warszawie urządzono mu królewskie pożegnanie. Przy nadkomplecie publiczności Deyna zagrał pół meczu w barwach Legii, a drugie – Manchesterze. Strzelił po jednym golu dla każdej z drużyn, choć ani starzy, ani nowi koledzy nie starali się za bardzo utrudniać mu zadania.Szkoda, że trafił akurat do Anglii. Z jego stylem gry z pewnością lepiej poradziłby sobie w lidze hiszpańskiej. Początki miał udane, ale potem wiodło mu się gorzej. Zasiadł na ławce rezerwowych, a w 1981 r. został sprzedany do San Diego Sockers. Karierę zakończył w wieku 39 lat. Bez piłki przeżył tylko dwa lata.