Przed pierwszym gwizdkiem na murawie pojawiło się trzech cudem ocalonych w Kolumbii zawodników. Bramkarz Jackson Follman, któremu lekarze amputowali część nogi, został wprowadzony na wózku inwalidzkim, a obok niego weszli obrońca Neto oraz skrzydłowy Alan Ruschel. Publiczność przywitała ich owacją na stojąco, okrzykami: "Mistrzowie wrócili" oraz "Vamos, Vamos, Chape".

Reklama

Trzech piłkarzy podniosło trofeum, o które ich drużyna miała wtedy walczyć z Atletico Nacional - Puchar Ameryki Południowej (Copa Sudamericana).

Niezwykle wzruszającym momentem było również wejście na boisko żon i partnerek graczy, którzy zginęli w katastrofie. Honorowy szpaler przed kobietami utworzyły dzieci trenujące w szkółce Chapecoense.

W 71. minucie zawodnicy Chapecoense i Palmeiras przerwali grę, a spiker poprosił kibiców o uczczenie minutą ciszy pamięci wszystkich 71 ofiar tragedii. Wynik był sprawą drugorzędną. Ostatecznie mecz zakończył się remisem 2:2.

Stadion Arena Conda w Chapeco, mogący pomieścić 20 tys. widzów, nie wypełnił się do końca. Powodem były wysokie ceny biletów - najtańsze kosztowały 80 reali (25 dolarów).

Reklama

Połowa dochodu ze sprzedaży wejściówek ma być przekazana rodzinom ofiar, a połowa - na odbudowę klubu, który w rekordowym czasie pozyskał 22 piłkarzy. Trenerem został 50-letni Vagner Mancini, w przeszłości prowadzący m.in. Santos, Cruzeiro, Atletico Paranaense i Botafogo.

28 listopada zespół Chapecoense podróżował do Kolumbii na finał Copa Sudamericana z Atletico Nacional. Czarterowy samolot, z 77 osobami na pokładzie, rozbił się późnym wieczorem miejscowego czasu podczas próby podejścia do lądowania w Medellin. Zginęło łącznie 71 osób, w tym 19 zawodników drużyny oraz trener Caio Junior. Wypadek przeżyło sześć osób, w tym trzech piłkarzy.

Atletico Nacional zwróciło się do konfederacji CONMEBOL o przyznanie trofeum za triumf w Copa Sudamericana brazylijskiemu rywalowi. Odbierając je, prezes Chapecoense podzielił się trofeum z klubem z Kolumbii.