"Lisy" wystąpiły po raz pierwszy po zwolnieniu włoskiego trenera Claudio Ranieriego, który niespełna rok temu poprowadził zespół do zdobycia mistrzostwa kraju, sprawiając jedną z największych sensacji w historii futbolu. W obecnych rozgrywkach drużynie wiedzie się jednak znacznie gorzej - jest na 15. miejscu i ma zaledwie dwa punkty przewagi nad strefą spadkową.

Reklama

"To stało się za późno dla Ranieriego, ale Leicester City wreszcie przypomniało sobie, że jest triumfatorem Premier League. Po pięciu kolejnych porażkach bez gola, które kosztowały Ranieriego posadę, jego były asystent i tymczasowy następca Craig Shakespeare stanął na wysokości zadania i natychmiast wprowadził taktyczny porządek na murawie. Liverpool został w blokach" - skomentowała poniedziałkowy mecz Agencja Reutera.

Zwrócono także uwagę na odrodzenie Jamie'ego Vardy'ego, który w poprzednim sezonie zdobył 24 ligowe bramki, a w tym na 12 kolejek przed końcem ma ich zaledwie siedem. Dwie z nich uzyskał w poniedziałek.

"Ta nieskuteczność była dla mnie bardzo frustrująca, ale mam nadzieję, że te dwa trafienia dadzą mi motywację i przyjdą kolejne. Zespół bardzo dobrze zareagował na krytykę. Nie wiem w czym konkretnie był problem. Walczyliśmy, ale nic z tego nie mieliśmy. Na szczęście (w poniedziałek - PAP) wszystko nam się udało. Teraz naszym zadaniem jest utrzymać tę formę i konsekwentnie iść do przodu" - powiedział Vardy w angielskich mediach.

Reklama

Shakespeare ma szansę przejąć zespół na dłużej, choć żadne konkretne decyzje jeszcze nie zapadły.

"Czy byłbym w stanie podołać tej funkcji? Wierzę, że tak. Ale kierownictwo musi wybrać to, co jest najlepsze dla klubu" - powiedział szkoleniowiec, cytowany przez serwis internetowy BBC.

W najbliższą sobotę Leicester City, którego piłkarzami są Bartosz Kapustka i Marcin Wasilewski, podejmie jednego z rywali w walce o utrzymanie - Hull City Kamila Grosickiego.

Reklama

"Moim zadaniem było przygotować chłopaków na mecz z Liverpoolem i to zrobiłem. Zobaczymy, co będzie dalej. Wydaje mi się, że jest jeszcze za wcześnie na ostateczne decyzje. Trzy punkty to dobry początek. To tylko jeden mecz, ale to już coś. Wierzę, że nadaję się do tej pracy" - dodał Shakespeare.

Ranieri w poniedziałek udał się z wnukiem na wycieczkę do zoo i prawdopodobnie nie oglądał meczu z Liverpoolem z trybun. Gdyby jednak tam był, na pewno nie spotkałby się z wrogością lokalnych kibiców - w różny sposób wyrażali oni swoje poparcie dla Włocha, dziękując mu za jego sukces. W 133-letniej historii klubu "Lisy" nigdy nie zdobyły żadnego innego trofeum.

Ranieri był też ulubieńcem mediów. Dziennikarze BBC Radio Leicester napisali otwarty list z nagłówkiem "Claudio Ranieri to uosobienie klasy". Odwiedzili go w domu, nie wiedząc nawet, czy go zastaną, żeby podziękować za wiele miesięcy współpracy. Włoch nie tylko otworzył im drzwi, ale też zaprosił do środka i poczęstował kawą.

"Niezależnie od tego, czy został zwolniony słusznie, czy nie, dla nas zawsze pozostanie legendą" - podkreślili autorzy pisma.

"Lisy" nie obronią tytułu w Anglii, ale wciąż grają w Lidze Mistrzów, do której awansowały po raz pierwszy w historii. W czterech pierwszych meczach nie straciły ani jednej bramki, a ostatecznie zajęły pierwsze miejsce w grupie G, w której rywalizowały z FC Porto, FC Brugge i FC Kopenhaga. W pierwszym spotkaniu 1/8 finału przegrały z Sevillą na wyjeździe tylko 1:2 (bramkę dla gości zdobył Vardy) i sprawa awansu do kolejnej rundy przed rewanżem 14 marca wciąż jest otwarta.