Bardziej znany stał się ostatnio Totolo. Wszyscy go chwalą, jako cudotwórcę, bo jako mało znany trener z przeciętnego Jastrzębskiego Węgla zrobił faworyta rozgrywek. To prawda, że Włoch znany nie był, a w Polsce pierwszy raz pracuje w roli głównego szkoleniowca. Propozycję przyjął z wdzięcznością i bez namysłu, nie dyskutując o pieniądzach - mniej od niego nie zarobi w tym sezonie żaden inny trener PLS.

Reklama

Jednak zespół z Jastrzębia nigdy przeciętniakiem nie był. To klub z największym budżetem w lidze i największymi gwiazdami, który potrzebował bodźca, by zapomnieć o fatalnej rundzie zasadniczej i słabym początku play-off. Trener z zagranicy szybko wzbudził szacunek kadrowiczów, przyzwyczajonych do Raula Lozano. Totolo ma charyzmę i imponuje pracowitością. Nad statystykami spędza długie godziny, sam rozpracowuje rywali, a swoim siatkarzom pokazuje przed każdą akcją, jak i gdzie mają posłać piłkę. To działa.

"Idę własną drogą, nikogo nie naśladuję. Wiem co pomoże drużynie. Gdy będzie trzeba, wezmę ją na rozmowę, a innym razem pójdziemy się napić" - mówił DZIENNIKOWI. Jastrzębianie chcą walczyć i grać dla Włocha. A jak chcą, to potrafią.

Mniej mówi się o Danielu Castellanim. Tymczasem to trener Skry Bełchatów jest najlepszym szkoleniowcem obecnego sezonu. W Argentynie jest bardziej znany i ceniony nawet od Raula Lozano. Przez 12 lat gry w reprezentacji zdobył brązowe medale mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich. Miał też sporo sukcesów szkoleniowych, w tym dwa mistrzostwa z Origenes Bolivar.

Reklama

"Polska jest dla mnie nowym wyzwaniem. Chcę tu zwyciężać i mam na to szansę. Zdobyliśmy Puchar Polski, ale to tylko część podziękowań dla działaczy za zaufanie, jakim mnie obdarzyli dając tak świetny zespół" - przyznał Castellani.

Nie ma tylu gwiazd, co Totolo, ale ma zespół, w którym zbudował świetną atmosferę. Na polskich parkietach przegrał tylko dwa mecze z 29, mimo że czterech siatkarzy zobaczył dopiero trzy dni przed rozgrywkami. Zawodnicy mu zaufali - nawet uwielbiający dyskusje Krzysztof Ignaczak podporządkowuje się już bez słowa. A Maciej Dobrowolski przed każdą akcją patrzy, co pokaże mu szkoleniowiec spod marynarki.

Argentyńczyk jest bardziej stonowany od Włocha, ale zawodnicy mówią, że też potrafi się zdenerwować. Obaj są jednak oazami spokoju w porównaniu z graczami. Tylko siatka uchroniła zawodników przed rękoczynami w finałowych meczach w Bełchatowie. A przecież w walce do trzech zwycięstw jest dopiero 1:1 i rywalizacja o złoty medal nabiera dopiero rumieńców.