Brazylia to aktualny mistrz świata, a Bułgaria jest brązowym medalistą tej imprezy. Brazylia wygrała wszystkie 12 meczów w fazie grupowej, a Bułgaria przegrała cztery razy z Polską. Wynik pierwszego meczu turnieju nie jest jednak wcale tak oczywistą sprawą. Brazylijczycy dotarli bowiem do Katowic jako ostatni, dopiero we wtorek o trzeciej rano. Bułgarzy mieli zaś wiele czasu na dobre przygotowanie do imprezy, bo już po przegranych w Spodku meczach fazy grupowej zostali w Kędzierzynie-Koźlu i spokojnie trenowali.

Reklama

"Trochę obawiam się tego zmęczenia, a na porażki nie możemy sobie pozwolić. W Brazylii wszyscy ludzie uważają, że jeśli jest na świecie coś pewnego, to zwycięstwa reprezentacji siatkarzy" - pół żartem, pół serio mówił legendarny już trener mistrzów świata Bernardo Rezende.

Jego ekipę chwalą szkoleniowcy wszystkich drużyn grających w Katowicach. "Jest tu pięć bardzo dobrych, wyrównanych zespołów i jeden, który o krok je wyprzedza, Brazylia" - powtarzali wczoraj kolejni trenerzy. Rezende, którego podopieczni wygrali 5 z 6 ostatnich edycji Ligi Światowej słuchał tego spokojnie.

Sam komplementował Polaków: "Od was w latach 70. uczyliśmy się siatkówki. Teraz udało się wam znaleźć właściwe proporcje w drużynie między młodymi zdolnymi zawodnikami jak Wlazły i doświadczonymi jak Zagumny, Gruszka i Świderski. Jesteście coraz lepsi. Teraz pozostaje tylko pytanie, jak reagujecie na presję. Prawdziwych mistrzów ona jeszcze podbudowuje, napędza. Słabi przegrywają z nią i bólem, nie potrafią się podnieść" - mówił Rezende, wymieniając bez żadnego problemu nazwiska polskich siatkarzy.

Reklama

To, jak nasi reprezentanci poradzą sobie ze stresem, okaże się po godzinie 20.00. Mecz z Francją nie będzie dla Polaków łatwy. Gdy pyta się ich o tego rywala, najczęściej używają słowa "niewygodny". Bo Francuzi fenomenalnie grają w polu, trudno przeciwko nim skończyć atak. Popełniają też mało błędów i już kilka razy zamknęli Polakom drogę do ważnych imprez.

Wszystko to miało jednak miejsce jeszcze przed rozpoczęciem "ery Lozano". Za jego kadencji z Francją jeszcze nie graliśmy. Tymczasem to właśnie sugestia Argentyńczyka sprawiła, że ten zespół otrzymał "dziką kartę", czyli prezent w postaci miejsca w finałowym turnieju. W swojej grupie Francja okazała się bowiem słabsza od USA.

DZIENNIK zapytał we wtorek Raula Lozano, dlaczego sugerował światowej federacji, by nagrodziła Francję. "Bo jej trener Philippe Blain to mój bliski przyjaciel. Zaprosił mnie do swojej willi w Cannes na urlop i oczywiście za wszystko zapłaci" - zażartował Argentyńczyk. Za chwilę dodał już na poważnie: "Francja miała najlepszy bilans z zespołów, które zajęły drugie miejsca. Zasłużyła więc, by grać w Katowicach. Gdyby to ode mnie zależało, skasowałbym przyznawanie <dzikich kart> i po prostu dawał miejsce zespołom z najlepszym bilansem. Na tym polega sprawiedliwość" - wyjaśnił szkoleniowiec.

Lozano sprawiedliwie dobrał też ogłoszoną wczoraj dwunastkę Polaków na finałowy turniej. Jest dokładnie taka sama jak ta, która w grudniu zdobyła w Japonii wicemistrzostwo świata. Znów Gacek wygrał z Ignaczakiem walkę o pozycję libero, a Szymański z Pryglem o rolę zmiennika Wlazłego. Lozano wolał też Bąkiewicza niż Kurka. "Nigdy nie tłumaczę się ze swoich decyzji i teraz też tego nie zrobię. Wybrałem dwunastu ludzi tworzących najlepszy zespół" - powiedział Argentyńczyk. A potem zgodnie ze swoją zasadą powtórzył, że Polska nie jest faworytem, a tylko jedną z pięciu silnych drużyn depczących po piętach Brazylijczykom.