Niewiele osób stawiało na Amerykanów w Lidze Światowej w tym sezonie. Tymczasem wygraliście trudną grupę z Francją, Włochami i Japonią, awansowaliście do turnieju w Katowicach, a teraz jesteście krok od finału.

Chcemy grać najlepiej, jak umiemy - w każdym meczu, przy każdej piłce. To jest zawsze nasz cel. Gdy go realizujemy, możemy osiągnąć naprawdę dużo.

W zeszłym sezonie graliście jednak bardzo słabo, zwłaszcza podczas japońskich mistrzostw świata. Co się od tego czasu zmieniło?
Mundial był naszym najgorszym turniejem, odkąd jestem w kadrze. Po niezłej Lidze Światowej w zeszłym roku przyszły bardzo złe czasy. Teraz mamy jednak zespół o wielkich możliwościach. Mamy sześciu równorzędnych skrzydłowych, czterech atakujących, czterech dobrych rozgrywających. Mamy po prostu wiele opcji.

Podobno w Japonii była kiepska atmosfera w waszym zespole?
Rzeczywiście nie była najlepsza, ale tak to już bywa, gdy się przegrywa. Wtedy łatwo o kłótnie. Cały nasz zespół grał wtedy naprawdę słabo. Teraz mamy więcej doświadczenia, więcej treningów za sobą, więcej spokoju. To widać na boisku.

Pan też stał się jednym z najlepszych zawodników na świecie na swojej pozycji. Co się zmieniło w pana grze?

Nie wiem, jak odpowiedzieć na to pytanie. W ostatnim roku zrobiłem naprawdę duży postęp, wyraźny skok do przodu. Pomogła mi w tym także gra z Donaldem Suxho, naszym kontuzjowanym obecnie rozgrywającym. Zagrywał do mnie bardzo szybkie piłki, takie, z jakich najlepiej mi się atakuje. Mogę wtedy pokazać wszystko, co potrafię.

Polska też zrobiła postęp, odkąd graliście z nią w Spodku w Lidze Światowej w 2006 roku?

Już wtedy mieliście bardzo silny zespół, przecież wygraliście z nami wszystkie cztery mecze. Gracie bardzo szybko, a rozgrywający wie, jak wykorzystać potencjał skrzydłowych. Nie widzę jakiejś wielkiej różnicy między Polską z 2006 roku a tą obecną. Jesteście jedną z najlepszych drużyn świata, to oczywiste.

Wiele osób mówi, że Polska Liga Siatkówki jest też jedną z najlepszych na świecie. Wie pan coś o niej?
Rozmawiałem o niej z kolegami z reprezentacji, Brookiem Billingsem, Rileyem Salmonem, Philem Eathertonem. Na razie wiem tyle, że mieli kontrakty, które klub (Wkręt-Met AZS Częstochowa - przyp. red.) zerwał. A potem podpisał umowy na nowo, dziwna to była sytuacja. Ale zapewne nie jest tak zawsze... Wiem o Polsce i Polakach, że kochacie siatkówkę i stwarzacie wokół niej niesamowitą atmosferę. W Stanach o czymś takim nie możemy nawet pomarzyć. Takie szaleństwo jest u nas chyba tylko na meczach futbolu amerykańskiego.

Myśli pan, że w Katowicach jest możliwy finał Polska - USA?
Nie lubię spekulować, myślę tylko o tym, z kim zagramy następny mecz i jak wygrać każdą kolejną piłkę. Ale co do tego finału, to dlaczego nie? Nasze drużyny dzieli od tego rozstrzygnięcia tylko po jednym zwycięstwie. My na pewno bardzo byśmy chcieli zagrać w decydującym meczu. Przed turniejem mówiło się tylko o Brazylii, że ona na pewno go wygra. Tymczasem okazało się, że Brazylijczycy są tylko ludźmi, że można ich pokonać.

Czytałem, że pana ulubioną książką jest Biblia. Wiara pomaga osiągać sukcesy?
Na pewno, przecież wszystko jest darem od Boga. Moje zdrowie, skoczność, szybkość i to jakim jestem człowiekiem.

Przed meczem czyta pan Biblię?
Przed samym meczem wypijam dwie filiżanki kawy, oglądam też na DVD The Office, jeden z moich ulubionych telewizyjnych show. Ale Biblia jest często przy mnie.

Dlaczego jedne źródła podają, że ma pan na imię William, a inne, że Reid?
Cóż, sam chciałbym wiedzieć, dlaczego tak jest. We wszystkich dokumentach mam wpisane imię Reid, tak też każdy na mnie mówi. Tylko dla FIVB jestem Williamem.
























Reklama