Świetnie zagrała środkowa Sylwia Pycia, rewelacyjne wejście w końcówce meczu miała debiutantka Kamila Ganszczyk. Jednak Polki popełniły w tym spotkaniu aż 28 błędów, co spowodowało, że nie zdołały wygrać 3:0 (mimo że prowadziły 2:0). Kolejnymi rywalkami naszych siatkarek będą Holenderki. To jest bardzo mocny zespół. Dla mnie faworyt całych mistrzostw. Dla nas to wielkie wyzwanie. Wyjdziemy i będziemy walczyć, na ile nas stać - zapowiada trener reprezentacji Polski - Jacek Nawrocki.

Reklama

Jesteście w "ósemce", wygraliście 3:2, chociaż mogło być 3:0. Tego Pan się spodziewał, po tych łatwo wygranych dwóch setach?
Zespół Białorusi napsuł nam sporo krwi już w przygotowaniach. Mieliśmy świadomość, że to drużyna, z którą musimy od razu pokazać swoją agresję, motywację, jak bardzo nam zależy. To udało się w pierwszym i drugim secie. Nasze błędy, głównie w ofensywie i zagrywce, sprawiły, że mecz się wyrównał. Zawsze w spotkaniach, gdzie zespół prowadzi 2:0 i staje się faworytem meczu, gdy wkrada się niepewność, odwraca się wynik, ekipa, która traci kontrolę jest bardzo nerwowa, chce zbyt szybko skończyć. Właśnie to nam się przytrafiło. Cieszę się, że w decydującym fragmencie tie breaka dziewczyny potrafiły zachować zimną krew. Wtedy atak opierał się w zasadzie na Kasi Skowrońskiej. Tak naprawdę postawiliśmy wszystko na jedną kartę jeśli chodzi o blok i to nam wypaliło. To były dwa oblicza zespołu. Z tego, jak znaleźliśmy się "pod pociągiem" trzeba wyciągnąć wnioski i trzeba się tym denerwować. Natomiast to, co zrobiły dziewczyny, żeby wyjść z trudnej sytuacji to oczywiście cieszy. Bo tak naprawdę ten wynik określa to, gdzie jesteśmy.

Jesteśmy w ćwierćfinale, ale najważniejsza sprawa: widzieliśmy Anię Werblińską schodzącą z boiska, kulejącą. Boli ją noga.
Ania zgłosiła tę kontuzję, ale bardzo chciała wyjść na tie breaka. Dobraliśmy ustawienie, gdzie nie musiała być pod siatką. Jednak po dwóch, trzech piłkach stwierdziliśmy, że nie ma sensu. Nie jest to w tej chwili czas, żeby tak ryzykować. Jesteśmy w "ósemce", ale ja nie zmieniam swojego zdania. Cały czas patrzę na to, co my możemy grać, jakim stylem. Te zawodniczki się sprawdzają, widać, czego nam brakuje. Te mecze również wyznaczają kierunki pracy z tą reprezentacją.

Ważne też jest, żeby pokazać się Holenderkom, z którymi gracie w ćwierćfinale. W grupie przegraliście, urwaliście im seta, walczyliście w kolejnym. Jest szansa. Wie Pan, co zrobić, żeby napsuć krwi Holenderkom i sprawić sensację?
To jest bardzo mocny zespół, w tej chwili ma ofensywę jak najlepsze w ataku kraje na świecie. A jeśli chodzi o obronę, to myślę, że można ją porównać spokojnie do obrony azjatyckiej. To wynika ze znakomitej koncentracji zawodniczek. Bardzo trudny zespół, dla mnie faworyt całych mistrzostw. Dla nas to wielkie wyzwanie. Wyjdziemy i będziemy walczyć, na ile nas stać.

Reklama

Katarzyna Skowrońska-Dolata w ważnych momentach bierze odpowiedzialność na swoje barki. Może zrobi to w ataku w meczu z Holenderkami? Może wyjdzie jej najlepszy mecz turnieju i wtedy sprawimy sensację...
Bardzo bym chciał, żeby tak było. Ale trzeba patrzeć na to wszystko, co tu się dzieje bardzo realnie. Trzeba docenić przeciwnika, grę zespołu Holandii. To w tej chwili jedna z najlepszych drużyn na świecie i myślę, że przyszedł na nią czas. Co nie znaczy, że musi się to zdarzyć już w tym turnieju... Marzy i się dużo lepsza ofensywa i tutaj możemy coś zrobić. To wyznacza kierunki pracy i selekcji zawodniczek do reprezentacji. Natomiast tak naprawdę musimy pracować nad tą czarną robotą, czyli obroną, sytuacyjną piłką. Dziewczyny - nawet jeżeli dobrze to robiły - to w tym turnieju robiły to zbyt nerwowo. To też pokazuje ich ambicję, chciałyby od razu odrobić te straty, które nastąpiły w żeńskiej siatkówce. To nie jest łatwy i szybki proces. Jeśli zbyt szybko będziemy chcieli wszystko poprawić, to takie mecze jak dzisiaj mogą się kończyć odwrotnie.

Początek ćwierćfinałowego spotkania Polska - Holandia o godz. 20.00.