Zgrupowanie w Spale zaczęło 21 siatkarzy, teraz jest ich już tylko 16. W czwartek okaże się, którzy czterej zawodnicy zostaną skreśleni z ostatecznej listy. Wydaje się jednak, że Lozano zaufa tym samym zawodnikom co zawsze, z jednym tylko wyjątkiem - kontuzjowanego Łukasza Kadziewicza zastąpi prawdopodobnie Marcin Możdżonek. Rywalizacja jest też na pozycji libero: "Raul zawsze stawiał na Piotra Gacka i jeszcze niedawno miał on 90 procent szans na wyjazd. Ale teraz obaj grają po równo w silniejszych zestawieniach na treningach. Szanse Krzyśka Ignaczaka zdecydowanie rosną" - zdradził jeden z kadrowiczów.

Otwarty dla mediów wtorkowy trening trwał ponad 150 minut. Siatkarze wstali wcześnie rano, a śniadanie zjedli o godz. 8.15. Zajęcia zaczęli jak zwykle przed 9.00. Wyglądało na to, że będzie nudno. Aż do godz. 10.40, gdy przy jednej z pierwszych prób zagrywki Mariusz Wlazły potężnie huknął... prosto w głowę stojącego pod siatką Pawła Zagumnego.

Wszyscy zawodnicy aż złapali się za głowy, patrząc też wymownie w stronę dziennikarzy. Za moment zaczęli się jednak śmiać z całej sytuacji, a świadectwem tego, że atmosfera jest dobra, było też zachowanie dwóch naszych czołowych siatkarzy. Wlazły szybko podszedł przeprosić starszego kolegę, ten żartobliwie poklepał go po ramieniu i pogroził palcem. Uśmiechy na twarzach obu liderów reprezentacji świadczyły o tym, że wyjaśnili już sobie wszystkie nieporozumienia. "Nie mam do Mariusza pretensji, takie rzeczy się zdarzają na większości treningów" - powiedział Zagumny, wzruszając ramionami. "Głowa mnie nie boli" - zaśmiał się tylko.

A boleć by mogła, bo Wlazły uderzał na treningu jak z armaty. Pozostali kadrowicze mieli spore problemy z odbiciem regularnie lecącej z prędkością ponad 110 km/h piłki. Radar, którym mierzono siłę zagrywki, po bombach Wlazłego wskazywał nawet 120 km/h!





Reklama