Jak ustalił "Fakt", dokładnie 20 minut po północy chirurdzy z Kliniki Transplantacji Szpiku, Onkologii i Hematologii Dziecięcej we Wrocławiu zaczęli zabieg, który ma uratować życie znakomitej zawodniczce, cierpiącej na groźną chorobę, tzw. mielodysplazję szpiku. Kurier przywiózł szpik od mieszkającej pod Frankfurtem dawczyni. Nie było na co czekać. Sztab lekarzy natychmiast przystąpił do operacji.

Reklama

"Materiał został opracowany w naszym laboratorium i do godziny pierwszej przetoczony" - relacjonuje "Faktowi" profesor Alicja Chybicka, kierownik kliniki.

Agata jest teraz bezbronna jak dziecko. Leży zamknięta w szczelnym pomieszczeniu, do którego nikomu nie wolno pod żadnym pozorem wejść. Na zmianę dyżurują w pobliżu jej mąż Jacek i matka Lucyna. Świadomość, że są gdzieś blisko, dodaje zawodniczce siły. Potrzebuje jej, bo jest bardzo zmęczona i osłabiona. Przed samą transfuzją przeszła kilka chemioterapii. To dlatego mąż osobiście ogolił jej kilka dni temu głowę. Musiał to zrobić, bo włosy po takiej dawce chemii i tak by wypadały.

Teraz chora siatkarka musi radzić sobie sama. Lekarze przez ostatnich kilka dni przed zabiegiem szkolili ją, jak obsługiwać skomplikowaną aparaturę, i pouczali, że ma zapisywać na karteczkach wszystkie czynności. Przez najbliższych kilka dni nie wejdzie do niej nawet pielęgniarka. To zbyt niebezpieczne.

Reklama

"Gdy przeszczepiamy szpik, to pacjent jest bez odporności. Agata musi być odizolowana. Tak będzie, dopóki szpik się nie odnowi. Trudno powiedzieć, ile czasu to zajmie. Może być to dziesięć dni, ale równie dobrze nawet i trzy tygodnie. To zależy, jak mocne są te komórki. Za miesiąc będziemy mogli powiedzieć, czy przeszczep jest udany, czy też organizm go odrzucił" - tłumaczy profesor Chybicka.

"Jeśli pojawią się granulocyty i erytrocyty produkowane z przeszczepionego materiału, będzie to znak, że wszystko jest w porządku. Sam zabieg to procedura trudna, obarczona pewną śmiertelnością. Wszyscy jednak głęboko wierzymy, że za miesiąc Agata w pełni zdrowa opuści naszą klinikę" - dodaje.

Siatkarka jest zdeterminowana, by wyzdrowieć. By żyć. Ma dla kogo. Dla rodziny i dla ukochanej, niespełna dwumiesięcznej córeczki Liliany, którą ostatni raz przed zabiegiem pozwolono zobaczyć jej w zeszły wtorek. To dużo trudniejsza walka niż rywalizacja o mistrzostwo Europy.

Reklama

"Przeszczep polegał na podaniu Agacie szpiku za pomocą kroplówki. Trwał około 40 minut" - mówił "Przeglądowi Sportowemu" mąż siatkarki, Jacek Olszewski. "Cały czas byłem przy niej, czuła się dobrze. Trochę przysypiała, ale nie działo się nic specjalnego. Rano była w tak dobrej formie, że zachciało jej się nawet rozwiązywać krzyżówki. Lekarze zamrozili trochę szpiku od dawcy z Niemiec w razie, gdyby trzeba było za jakiś czas powtórzyć zabieg, wzmocnić organizm" - dodał Jacek Olszewski.

"Najważniejsze będą najbliższe dwa tygodnie. Agata ma codziennie przechodzić badania. Lekarze zrobili co w ich mocy. Teraz wszystko w rękach Boga. Moja żona dostała wczoraj szansę na normalne życie i na pewno ją wykorzysta" - zapewnia mąż siatkarki.