" Prawie wcale nie ruszałem się z hotelu. Tylko tyle, ile było potrzebne do treningów, no i jeszcze, żeby się wykąpać. Obowiązkowo w morzu. Woda była bardzo ciepła, a baseny są wszędzie. Trenowałem sobie w spokoju, bo większość mieszkańców naszego hotelu to byli Rosjanie i nikt mnie nie rozpoznawał. Ćwiczyłem w siłowni i na plaży, ale tam też nie wzbudzałem sensacji. Teraz dużo ludzi biega rano. Za to dzięki obecności Rosjan przypomnieliśmy sobie z żoną język, którego nie używaliśmy od podstawówki" - dodaje ze śmiechem skoczek.

Reklama

Małysz, który wczoraj razem z resztą reprezentacji zjawił się w Warszawie - by odebrać nowe samochody dla kadry, już nie może się doczekać powrotu do rywalizacji. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom, weźmie udział w prawie wszystkich konkursach Letniej Grand Prix. Nie pojedzie tylko do Japonii.

"Jeśli będę startował, to będę odpoczywał. Jak nie pojechałbym na zawody, musiałbym ciężko trenować. A tak w dniu konkursu oddam trzy skoki, zaliczę parę płotków i koniec" - zdradza wymyśloną przez Hannu Lepistoe koncepcję oszczędzania naszego najlepszego zawodnika.

Rozpoczynajcy się za niecałe dwa tygodnie sezon będzie dla niego wyjątkowy. W kadrze po latach zabrakło starych przyjaciół, m.in. Roberta Matei. W pokoju mieszka z młodszym od siebie o prawie 10 lat Piotrem Żyłą.

"Smutno mi trochę, bo to koledzy z którymi spędzałem większość czasu i nadal się przyjaźnię. Przy nowych chłopaczkach czułem się jak dziadek. Oni też byli spłoszeni, nie wiedzieli jak się zachowywać. Na śniadaniu niektórzy mówili mi <dzień dobry>" - mówi Małysz.

Reklama

Wystarczyły dwa miesiące i sytuacja wygląda zupełnie inaczej. "Już tak się rozbrykali, że trzeba ich czasem trochę przystopować. Nazwać mnie <dziadkiem> żaden się nie odważył, ale zdarzają im się pewne odzywki. Zresztą mają o wiele lepiej niż ja. W ich wieku często musiałem wykonywać różne mało przyjemne czynności - nosić narty starszym zawodnikom, prać im skarpetki i majtki. Dużo, by wymieniać. Szkoda, że teraz już tego nie ma. To już nie te czasy" - przyznaje z rozrzewnieniem Małysz.