"Wystarczy sobie przypomnieć ostatnie Tour de Ski. To Johaug najpierw mi dotrzymywała kroku na 10 km, a potem rewelacyjnie spisała się w trakcie wspinaczki na Alpe Cermis. Ten ostatni etap jest prawie tak samo ciężki jak bieg na 30 km. Jeśli ktoś potrafi szybko wbiec na tę górę to znaczy, że jest bardzo wytrzymały i długie dystanse mu niestraszne" - wyjaśniła narciarka z Kasiny Wielkiej.

Reklama

Rywalizacja od początku toczona była w bardzo szybkim tempie. Po siedmiu kilometrach utworzyła się pięcioosobowa czołówka, w której oprócz Johaug i Kowalczyk znalazły się Szwedka Charlotte Kalla oraz Norweżki - Marit Bjoergen i Kristin Stoermer Steira.

Najpierw z tej grupy odpadła Steira; później trudów nie wytrzymała Kalla, a już od mniej więcej połowy dystansu do mety samotnie zmierzała 22-letnia zwyciężczyni.

"Nie przypuszczałam, że Johaug odważy się tak szybko zaatakować. To młoda, bardzo dzielna zawodniczka. Myślę, że ona się trochę nie spodziewała, że my już odpadniemy. Pewnie chciała tylko rozciągnąć grupę, a tu okazało się, że jej tempa nikt nie może wytrzymać. Trasa tej trzydziestki była bardzo ciężka, z bardzo wymagającymi podbiegami. W pewnym momencie Bjoergen chciała, żebym jej pomagała. W tym momencie zrozumiałam, że nie damy już rady walczyć o złoto. Zabrakło nam sił i zaczęłyśmy skupiać się na tym, co dzieje się z tyłu" - oceniła Kowalczyk.

Reklama

Sama Johaug przyznała także, iż nie spodziewała się, że rywalki tak szybko "pękną".

"Od samego rana czułam się dziś bardzo dobrze. W pewnym momencie postanowiłam trochę przyspieszyć, żeby zobaczyć jak zareagują dziewczyny. Po chwili obejrzałam się i okazało się, że zostałam sama. Biegłam swoim tempem. Rozluźniłam się trochę, kiedy powiedziano mi, że mam już ponad minutę przewagi. To najwspanialszy dzień w moim życiu" - zaznaczyła.

Klasę rywalki doceniła także druga na mecie Bjoergen, która zmagania w Oslo zakończyła z czterema złotymi i jednym srebrnym medalem.

Reklama

"Kiedy w Vancouver zajęłam drugie miejsce po zaciętym finiszu z Kowalczyk czułam się pokonana. Dziś Therese była poza moim zasięgiem i dlatego ten srebrny medal bardzo mnie cieszy" - podkreśliła.

Kowalczyk w mistrzostwach w stolicy Norwegii wywalczyła dwa srebrne i jeden brązowy krążek. Choć ma w dorobku cenniejsze trofea, to z tych jest bardzo zadowolona.

"Do medali mistrzostw świata człowiek nigdy się nie przyzwyczaja, przynajmniej ja na pewno się nie przyzwyczaję. To za każdym razem jest wielkie przeżycie, zwłaszcza po tak ciężkich biegach. Mistrzostwa w Oslo były cudowne. Stutysięczny tłum kibiców wzdłuż trasy, to coś niesamowitego, zwłaszcza, kiedy jeszcze przez prawie półtorej godziny biegnie się obok Bjoergen" - podsumowała Kowalczyk.