Jacek Berbeka na przełomie czerwca i lipca zorganizował wyprawę poszukiwawczą ciał swojego brata i Tomasza Kowalskiego. Ciało tego drugiego odnaleźli i pochowali na wysokości niemal ośmiu tysięcy metrów. Po odnalezieniu ciała Kowalskiego Berbekę zaskoczyły dwie rzeczy - jego ułożenie i wyposażenie.

Reklama

Zarówno ja, jak i Jacek Jawień zdziwiliśmy się, delikatnie mówiąc, jak zobaczyliśmy raki Tomka. Ja nie wierzyłem, po prostu nie wierzyłem, w to, co widzę. Tomek miał dwa modele raków połączonych ze sobą, które miały kompletnie, ale to całkowicie starte zęby. Okazało się, że to są raki do skialpinizmu, aluminiowe. Te raki miały całkowicie starty tył. Rodzice Tomka przekazali mi mail, który Tomek wysłał z bazy, podczas wyprawy, do domu. Okazało się, że już miesiąc wcześniej te raki mu trzy razy spadały, a w czasie zejścia złamał mu się łącznik - mówi RMF FM Berbeka.

>>>Dramatyczny zapis z Broad Peak. "Zsuwam się, nie mam oddechu"

Brat Macieja Berbeki dziwi się, że Kowalski w takim sprzęcie został wypuszczony na atak szczytowy. Z tyłu autentycznie wszystkie zęby starte, łącznik wymieniony, ale góra połączona dwójką czy trójką "repa" z butem. Ten rak wisiał mu na lewej nodze, po prostu mu spadł. Ponownie już mu spadł i to spowodowało, że Tomek się zatrzymał. Nie mógł już iść dalej. Był w pionie, w takim kominku kilkumetrowym i ten rak spadł mu, niestety, właśnie w tym miejscu. Tomek wisiał na "małpie". Nie wiem, czy ósemkę wypiął, ale wisiał na "małpie", bez tego raka i to uniemożliwiło mu dalsze schodzenie - stwierdził mężczyzna.

Reklama

Jeżeli w pobliżu byłyby inne osoby, które by mu zapięły ten rak i pomogły, to wydaje mi się, że możliwe było zejście do 7 800 m, a potem jest już bardzo łatwy teren. Czekan Tomka był wbity po rękojeść, więc było miękko tej nocy. Z tego, czego dowiedzieliśmy się po zdobyciu szczytu i po tragedii, to oni mieli temperaturę minus 27 stopni i bezwietrzną pogodę. Wielokrotnie oglądaliśmy to z Jackiem. Te informacje i film ze szczytu. Rzeczywiście pogoda bezwietrzna i świetna temperatura. Tomka po prostu zatrzymał ten rak, który mu kolejny raz spadł. Nie rozumiemy tego, dlaczego taki sprzęt był używany. Tomek napisał, że wszystkie zęby mu się w tych rakach starły już na samym początku i dalej się w tych rakach wspinał - mówi Jacek Berbeka.

Zdaniem Berbeki rak, który spadł Kowalskiemu mógł być główną przyczyną tragedii. Jak mu spadł rak, to nie był w stanie się ruszać. Tym bardziej, że był w pionie, wisiał i nie miał możliwości już zejść. Trzeba mu było po prostu ten rak założyć, bo on widocznie sam nie był w stanie tego zrobić. Albo był w takim terenie, że wisiał na rękach. Ułożenie ciała było rzeczywiście dla nas dziwne. Jednak to, że on został na tej wysokości spowodował właśnie ten rak. Odpadniecie raka. Jego założenie i zejście niżej 100 metrów czy 200, zejście na 7800, 7700 metrów to mogło być kluczowe. Organizm na tej wysokości, jak to się mówi, łapie już drugi oddech i przy tak ładnej pogodzie (jak na zimę) - nie pamiętam, żebym ja na którejkolwiek zimowej wyprawie miał taką pogodę, tak świetną pogodę niemalże bezwietrzną - stwierdza.

>>>Wrócili z Broad Peak. Mają ciało jednego z himalaistów

Zawsze działaliśmy w niesamowitym wietrze i temperaturze, która nie przekraczała minus trzydziestu stopni, a zazwyczaj oscylowała w granicach minus czterdziestu stopni. Więc przy tych warunkach, gdyby ktoś pomógł, gdyby cała czwórka razem działała i pomalutku sobie schodzili do przełęczy, to myślę, że nic by się nie stało. Potem Tomek złapałby już drugi oddech. Ale teraz czytam w wywiadzie Adama Bieleckiego z 27 września, że w jego zespole był tylko Artur Małek, a Berbeka i Kowalski, to nie był jego zespół. To ja już w ogóle nie wiem o co chodzi. To znaczy, że mimo raportu jest tak samo - mówi Jacek Berbeka.