Reprezentacja Polski do Lahti przyjechała z dwoma zawodnikami ze ścisłej światowej czołówki - zajmującym piąte miejsce w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata Kotem oraz jej liderem Kamilem Stochem. Obaj medalu w Finlandii jednak jeszcze nie zdobyli, a niespodziewanie trzeci w czwartkowym konkursie na dużej skoczni był Piotr Żyła.

Reklama

Miałem świadomość po co tu jadę i dlatego ciężko mi być zadowolonym z tych miejsc. Takie wyniki są dobre, ale nie na mistrzostwach świata, kiedy liczą się tylko medale - podkreślił Kot.

Stoch był tego dnia siódmy, a Dawid Kubacki ósmy. Stawia to Polaków w roli faworytów sobotnich zmagań drużynowych.

To jest sygnał do tego, że trzeba walczyć, bo pokazaliśmy dobre skoki, które z odrobiną szczęścia mogą dać fajne miejsce - ocenił Kot.

Dopytany o to, czy po takim wyniku, w sobotę jego i całą drużynę zadowoli tylko złoto, przez chwilę się zastanowił i odparł: "Mnie tak".

Reklama

Z poziomu prezentowanego przez biało-czerwonych zadowoleni są też pozostali członkowie ekipy. Dodatkowej presji nie chcą jednak na siebie nakładać. Kiedy Stoch usłyszał o oczekiwaniach kolegi, wziął głęboki oddech i przewrócił oczami.

Mamy bardzo dobrą drużynę, na bardzo dobrym poziomie. Stać nas na wiele, ale trzeba twardo stąpać po ziemi i po prostu robić to, co do nas należy - wspomniał.

On również liczył w Lahti na medal, ale indywidualne niepowodzenia go nie frustrują. Ma świadomość, że w tym sporcie czasem dobra dyspozycja nie wystarcza i potrzeba czegoś więcej. Być może jego spokój wynika też z faktu, że ma już na koncie wielkie sukcesy.

Przede wszystkim są to dwa złote medale igrzysk z Soczi (2014), a tytułu mistrza olimpijskiego nie ma przecież nawet Adam Małysz. Stoch jest także mistrzem świata z Val di Fiemme (2013) oraz brązowym medalistą drużynowych konkursów MŚ z tego samego roku oraz z Falun (2015). W tym sezonie dorzucił do kolekcji triumf w Turnieju Czterech Skoczni, a walczy wciąż o drugą Kryształową Kulę.

Kot ma natomiast w dorobku tylko wywalczony z zespołem brąz sprzed czterech lat. Później wypadł nawet z kadry, a w wielkim stylu wrócił do niej, gdy przed obecnym sezonem jej trenerem został Austriak Stefan Horngacher.

Dlatego m.in. jest bardziej głodny sukcesów i nie ukrywał, że jego apetyt znacznie się zaostrzył po tym, jak w lutym cieszył się z dwóch, pierwszych w karierze, pucharowych zwycięstw - w Sapporo i Pjongczangu.

Reklama

Do powściągliwości w oczekiwaniach nawołuje natomiast też Małysz, pełniący obecnie funkcję dyrektora ds. skoków i kombinacji norweskiej w PZN.

Na pewno będziemy walczyć, ale zbytnie nakręcanie emocji nie jest dobre - powiedział.

Przed mistrzostwami wydawało się, że w konkursie drużynowym najgroźniejszymi rywalami Polaków będą Austriacy i Niemcy. Niektórzy liczyli, że do formy wrócą Słoweńcy. Skoczkowie z Bałkanów nie prezentują jednak niczego wielkiego, ale w czwartek bardzo dobrą dyspozycję zasygnalizowali Norwegowie. Wszyscy czterej zostali sklasyfikowani w "12".

Początek sobotnich zawodów o godzinie 16.15.