Z biegiem łączonym podopieczna trenera Aleksandra Wierietielnego od początku nie wiązała nadziei. W pewnym momencie rozważała nawet rezygnację z udziału w nim, ale ostatecznie uznała, że więcej nerwów kosztowałoby ją dalsze oczekiwanie na rywalizację w Korei Południowej.

Reklama

Teraz już będą inne emocje. Najgorzej jest stanąć na starcie po tylu latach, czyli po czterech i w dodatku w innej formie niż w Soczi czy Vancouver. Trudno jest sobie wytłumaczyć, że jest obecnie inaczej i jednocześnie dać z siebie wszystko - przyznała.

Trwa ładowanie wpisu

Oczywiście, że wciąż czuję tremę. Cztery lata wszyscy na to pracowaliśmy – ja, mój trener, serwis. To są dla nas wszystkich wielkie nerwy. Chcemy zaprezentować się jak najlepiej i nie dotyczy to tylko sportowców. To ważny egzamin - dodała

Reklama

W biegu łączonym zawodniczki pokonują 15 km - po 7,5 stylem klasycznym i dowolnym. Większe znaczenie miała pierwsza część, bo właśnie wspomniane sprint oraz "trzydziestka" będą rozgrywane "klasykiem".

Tuż przed zmianą nart Kowalczyk była 12., a do prowadzącej wówczas Norweżki Marit Bjoergen traciła 5,7 s. To nie jest zły prognostyk. Ostatecznie od najlepszej tego dnia Szwedki Charlotte Kalli była wolniejsza o 1.45,9.

17. miejsce to nie jest szczyt moich marzeń, ale jednocześnie też nie jest najgorzej. W tym sezonie biegu łączonego zdarzyło mi się nie dokończyć. Na pewno więc jestem teraz w lepszej formie. Optymizmu mi nie brakuje, a na igrzyska przyjechałam walczyć - zapowiedziała Kowalczyk.

Cztery lata temu w Soczi zdobyła złoty medal w biegu na 10 km techniką klasyczną. Tym razem konkurencja ta rozgrywana jest "łyżwą", ale narciarka z Kasiny Wielkiej nie czuje z tego powodu żalu.

Niczego mi nie szkoda. Jestem przygotowana do 30 km i sprintu, a nie do dziesięciu, więc nie rozpaczam - podkreśliła.

Sprint zaplanowany jest na wtorek, a walka na najdłuższym kobiecym dystansie będzie miała miejsce ostatniego dnia igrzysk - 25 lutego.

W sobotę Kalla o 7,8 s wyprzedziła Bjoergen, zdobywając trzeci w karierze złoty medal igrzysk. Na najniższym stopniu podium stanęła Finka Krista Parmakoski - 10,1 s straty. To rozstrzygnięcie nie jest dla Kowalczyk żadnym zaskoczeniem.

Od początku mówiłam, że Charlotte to wygra. Bieg na 10 km też wygra i to bez problemu - podkreśliła.