Drugi poniedziałek Wimbledonu to tradycyjnie dzień, w którym w planie są wszystkie mecze 1/8 finału singla kobiet i mężczyzn. Na korcie centralnym zagrała wtedy tylko Amerykanka Venus Williams z Chorwatką Aną Konjuh, a na drugim co do wielkości obiekcie - korcie nr 1 - reprezentantka gospodarzy Johanna Konta z Francuzką Caroline Garcią. W programie na każdym z nich były też po dwa męskie pojedynki (mecz Serba Novaka Djokovica z Francuzem Adrianem Mannarino został przełożony na wtorek).

Reklama

Niektóre zawodniczki były rozczarowane takim rozwiązaniem. Niezadowolenie wyraziła m.in. liderka światowego rankingu Angelique Kerber, która o ćwierćfinał walczyła w ciekawie zapowiadającym się pojedynku z finalistką Wimbledonu sprzed dwóch lat Hiszpanką Garbine Muguruzą. Niemka polskiego pochodzenia przegrała 4:6, 6:4, 4:6.

"Byłam naprawdę zaskoczona, że będę grać na korcie nr 2. Wydaje mi się, że to był dobry mecz na wysokim poziomie. Spodziewałam się, że zagramy na jednym z dwóch dużych obiektów. Wiem, że decyzja co do obsady w poniedziałek nie jest łatwa. Szanuję wszystkich, ale byłam zaskoczona" - zaznaczyła.

Reklama

Zastrzeżenia do rozwiązania zastosowanego przez organizatorów tego dnia miała też triumfatorka niedawnego French Open Jelena Ostapenko.

"Uważam, że zasługuję, by grać na lepszym korcie niż nr 12. Moją rywalką była czwarta rakieta świata Ukrainka Jelina Switolina. Moim zdaniem nasz mecz był bardzo ciekawy do oglądania" - zaznaczyła Łotyszka.

Triumfatorka US Open 2004 i French Open 2009 Swietłana Kuzniecowa po pokonaniu na korcie nr 3 Agnieszki Radwańskiej przyznała, że w drodze do londyńskiego ćwierćfinału ani razu nie grała na którymś z dwóch największych obiektów.

Reklama

"Nie zajmuję się tym, ale wydaje mi się, że nie powinnam grać wcześniej na korcie nr 12. To nie ja jednak ustalam przydział, moim zadaniem jest gra i na tym się tylko skupiam. Nie zamierzam się skarżyć, że któraś z dziewczyn grała na korcie centralnym, a ja nie. Wiem, że Konta grała tam i ok, zasłużyła na to. Jesteśmy w Anglii i to normalne, że promują swoje zawodniczki. Ludzie wiedzą kim jest Johanna. Oni nie znają Radwańskiej czy Kuzniecowej, mimo że mamy osiągnięcia i gramy od lat. Co do Konty nie mam więc zastrzeżeń, a resztę ciężko mi oceniać, choć na pewno zawodnicy z Top10 powinni brać na głównych stadionach" - stwierdziła Rosjanka.

Słynna przed laty Amerykanka Chris Evert zauważyła, że skoro premie za zwycięstwo w tych zawodach są równe dla obu płci, to dlaczego nie doprowadzić do równej reprezentacji na wspomnianych obiektach.

"Życzyłabym sobie podziału trzy na trzy. Sądzę, że każda kobieta się ze mną zgodzi" - podkreśliła.

Dunka polskiego pochodzenia Caroline Wozniacki zwróciła uwagę, że dyskusja na ten temat w przypadku londyńskiej imprezy toczy się już od 10 lat.

"Wydaje mi się, że inne Wielkie Szlemy są pod tym względem bardziej sprawiedliwe. Tutaj zawsze na korcie centralnym są dwa męskie pojedynki i jeden kobiecy. Przez większość dni na korcie nr 1 też jest więcej meczów panów" - oceniła.

Typowy dla Wimbledonu przydział na korcie centralnym zauważył też Brytyjczyk Andy Murray. "Idealnie byłoby, gdyby rozgrywano na nim po dwa spotkania kobiet i mężczyzn. Myślę, że gdyby zaczęto rywalizację nieco wcześniej, to dałoby się to zrobić. Na Australian Open np. każdego dnia na nim są trzy mecze kobiece i dwa męskie. Trzeba znaleźć sposób na to, by wyrównać w Londynie te proporcje. Jeśli danego dnia kobiece pojedynki zapowiadają się ciekawiej niż męskie, to powinno się dokonać zmiany. Jeśli męskie wydają się lepsze, to wtedy one powinny mieć pierwszeństwo" - zaproponował lider listy ATP.

Dyrektor Wimbledonu Richard Lewis, starając się odeprzeć ataki, argumentował, że głównym powodem takiej, a nie innej decyzji był fakt, że wspaniały okres trwa obecnie w męskim singlu.

"Były lata, kiedy to kobiety deklasowały mężczyzn, ale teraz trudno sobie wyobrazić, by kogoś z +Wielkiej Czwórki+ (Murray, Djokovic, Hiszpan Rafael Nadal i Szwajcar Roger Federer - PAP) nie było na korcie centralnym albo na korcie nr 1. Bardzo szanuję fakt, że Kerber jest pierwszą rakietą świata, a Muguruza to była finalistka naszego turnieju triumfatorka wielkoszlemowej imprezy, ale musieliśmy wybrać. W poniedziałek były takie spotkania na kortach nr 2 i 3, które każdego innego dnia uświetniałyby rywalizację na korcie centralnym. Uważam, że nie możemy mówić tu o faworyzowaniu. To nie jest sprawa podziału na mecze kobiece i męskie. To kwestia tego, które pojedynki uważasz za najatrakcyjniejsze z punktu widzenia publiczności i nadawców. Chodzi o to, kto jest w danym momencie gwiazdą" - przekonywał.

Jak się okazuje, nie wszystkim tenisistkom przeszkadza fakt, że ich spotkania były rozlokowane - kosztem męskich - na mniejszych obiektach.

"Szczerze mówiąc, to sama chętniej oglądam męski tenis. Wydaje mi się, że kibice też bardziej chcą widzieć Federera czy Murraya i oni zasługują na to, by być na korcie centralnym. Czasem kobiety wygrywają 6:1, 6:2 i dla niektórych może być to nudne" - podsumowała Słowaczka Magdalena Rybarikova, która w poniedziałek na korcie nr 18 wygrała z Chorwatką Petrą Martic 6:4, 2:6, 6:3.