Robert był w centrum zainteresowania, gdy w wieku czterech lat przyjechał na szkolne boisko gokartem. Przez kilkanaście dni męczył o to autko tatę, Artura. W końcu udało mu się postawić na swoim. I warto było. "Pamiętam dokładnie tą całą sytuację. Wszyscy zgromadzili się za szkołą dookoła boiska. Mam syna młodszego o 2 lata. Gdy zobaczył, jak jeździ młody Kubica, od razu chciał takie samo autko" - śmieje się pani Lucyna.

"Jak wirtuoz musi się poświęcić ćwiczeniom, tak on całe życie poświęcił samochodom. Często odwiedza swoją mamę. To skromni i bardzo dobrzy ludzie" - wychwala byłego sąsiada i jego mamę Hanna Leszko.

Reklama

"Gdy był mały bawił się w piaskownicy, oczywiście autkami. Jak trochę dorósł razem z kolegami siedział na ławce pod blokiem i godzinami rozmawiali. Oczywiście o samochodach i wszystkim co z nimi związane. Ale za często nie było go widać na podwórku. Prawie cały swój czas spędzał na gokartach albo u mechaników" - dorzuca z uśmiechem sąsiadka.

Również proboszcz Józef Jończyk z Parafii Świętego Kazimierza ma o naszym mistrzu, jak najlepsze zdanie. "Przychodził w każdą niedzielę do kościoła. A wszyscy znali go jako małego chłopca, który jeździł gokartem. Nigdy nie było z nim żadnych problemów. Pamiętam go jako grzecznego i ułożonego. Cieszę się, że mu się tak udało w życiu" - uśmiecha się proboszcz, który tak jak cała okolica ściska kciuki za Kubicę w kolejnych wyścigach Formuły 1.