"Oskarżona, wyprzedzając inne pojazdy za jadącym przed nią samochodem i tracąc widoczność innych pojazdów, jadących z przeciwka, popełniła błąd. Nie zachowała zasady szczególnej ostrożności" - argumentowała w końcowej mowie przed sądem prokurator Ewa Ambroziak. Zażądała dla Otylii kary roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata i zakazu prowadzenia pojazdu na dwa lata.

Adwokaci Otylii Jędrzejczak przedstawili sądowi zdjęcia i film z przeprowadzonej przez obronę na miejscu wypadku wizji lokalnej. Materiały te miały pokazać wzniesienie jezdni, które - według obrony - utrudnia widoczność.

Reklama

Jędrzejczak nie stawiła się w sądzie w Płońsku, ponieważ wraz z kadrą trenuje przed mistrzostwami świata w Australii. Obrona wnioskowała o jej uniewinnienie.

Wcześniej pływaczka nie zgodziła się na ofertę prokuratora, by dobrowolnie poddała się karze dwóch lat w zawieszeniu. Pływaczka nie przyznała się do winy.

Dzisiejszy wyrok oznacza, że przez dziewięć miesięcy - 30 godzin w miesiącu - Jędrzejczak będzie musiała pracować społecznie.

O przyczynach wypadku wypowiadało się kilku biegłych, ale ich opinie nie były jednoznaczne. Ostatnia z ekspertyz mówiła, że Otylia źle wykonała manewr wyprzedzania i jechała za szybko - 110-120 km/h. Pływaczka wyprzedzała kolumnę samochodów. Chcąc uniknąć zderzenia z nadjeżdżającym z naprzeciwka autem, zjechała na lewy pas jezdni, wpadła do rowu, uderzyła w drzewo i dachowała.

W tragicznym wypadku zginął jej brat, także pływak. Ona sama została ciężko ranna - miała uraz kręgosłupa i stawu barkowego. Załamana mistrzyni olimpijska rozważała wtedy zakończenie kariery. Ostatecznie zdecydowała się jednak wrócić.