Wcześniej rozstawieni z nr 7 Polacy pokonali Olivera Maracha (Austria) i Michala Mertinaka (Słowacja) 4:6, 6:4, 10-5, Mario Ancicia (Chorwacja) i Mischę Zvereva (Niemcy) 7:6 (5), 6:7 (5), 10-7 oraz Simona Aspelina (Szwecja) i Juliana Knowle (Austria) 6:1, 7:6 (5). Najcenniejsze było to ostatnie zwycięstwo – rywalami polskiego debla byli mistrzowie US Open z ubiegłego roku.

Reklama

Przeciw Bryanom Fyrstenberg i Matkowski zagrali chyba bez wiary we własne siły. Można to zrozumieć – grać z Amerykanami to tak jak zmierzyć się z Rogerem Federerem w singlu. Zwłaszcza że Polacy już dwukrotnie walczyli bez powodzenia ze znakomitymi bliźniakami. Jesienią 2007 r. w Madrycie ulegli 3:6, 6:7, a w marcu 2004 r. w Acapulco 1:6, 2:6.

Mecz w Barcelonie był krótki (50 minut) i pozbawiony emocji. Na początku pierwszego seta Amerykanie przełamali podanie Polaków i potem nie musieli się już zanadto starać. W drugim secie było podobnie – przełamanie, krótko trwająca nadzieja Mariusza i Marcina na odrobienie strat (breakpointy) i asy serwisowe Bryanów w decydującym momencie. Nasi przegrali ostatecznie 3:6, 2:6.

Powiedzmy sobie szczerze: to żaden wstyd. Bryanowie od wielu lat tworzą najlepszy debel świata. Wygrali w sumie 46 turniejów (łącznie z barcelońskim), w tym pięć wielkoszlemowych. W stolicy Katalonii zrobili sobie prezent na 30. urodziny, które obchodzili 29 kwietnia. Z drugiej wszakże strony najwyższy już chyba czas, by Fyrstenberg i Matkowski dobrali się Bryanom do skóry. Gdzie mają to zrobić, jeśli nie na swoim ulubionym (a przez Amerykanów traktowanym bez entuzjazmu) korcie ziemnym?

Reklama

Teraz elita tenisistów przenosi się do Rzymu, gdzie w poniedziałek rozpoczynają się prestiżowe międzynarodowe mistrzostwa Włoch. Fyrstenberg i Matkowski w pierwszej rundzie zmierzą się z Luisem Horną (Peru) i Juanem Monaco (Argentyna). Jeśli wygrają, czeka ich mecz z rozstawionymi z nr 8 Paulem Hanleyem (Australia) i Leanderem Paesem (Indie). Kto wie, może znów będzie finał w Bryanami – tym razem zwycięski?