Obaj pięściarze zaczęli walkę od klinczu, w pierwszych rundach padało bardzo mało ciosów, choć po mocnym sierpowym, celnie wymierzonym w skroń Powietkin padł na deski. Schemat kolejnych starć wyglądał tak samo - Kliczko trzymał głowę rywala pod pachą, potem znowu wchodził w klincz, być jeden czy dwa ciosy. Tymczasem jego rosyjski przeciwnik nie miał żadnego pomysłu na walkę. W dystansie sobie nie radził, a próby skracania odległości nic nie dawały. Widzowie dali upust swym emocjom i coraz głośniej gwizdali. Jedynie w siódmej rundzie coś zaczęło się dziać - Powietkin trzy razy leżał na deskach, jednak dotrwał do końcowego gongu. W następnych rundach znów było więcej przytrzymywania się, niż prawdziwego boksu. Jedyną nowością było tylko ostrzeżenie dla Władimira Kliczki za odpychanie rywala łokciem.

Reklama

Obaj pięściarze nie mieli litości dla widzów i kazali im oglądać nudne widowisko aż do końca regulaminowego czasu walki. Wynik mógł być tylko jeden - jednogłośnie Władimir Kliczko zwyciężył 119:104.