Na ostatnią konferencję prasową przed rewanżem Ruiz (33-1, 22 KO) przyszedł w olbrzymim lśniącym sygnetem na prawej dłoni i zegarkiem z diamentami na lewym nadgarstku. Jak zauważyła agencja Associated Press, to najlepiej pokazuje, jak zmieniło się życie Meksykanin od czasu sensacyjnego zwycięstwa nad Joshuą (22-1, 21 KO) w Madison Square Garden.

Reklama

By nawiązać do tamtego pojedynku w Nowym Jorku, który zakończył się jedną z największych niespodzianek w zawodowym pięściarstwie w ostatnich latach, Ruiz miał na sobie koszulkę koszykarskiej drużyny Knicks.

"Chciałem wszystkim przypomnieć, gdzie zaczęła się wielka moja kariera, gdzie odniosłem pierwsze wielkie zwycięstwo" - powiedział Ruiz, którego pierwszym znaczącym ruchem po pokonaniu Joshuy było... kupienie samochodu swojej matce Felicitas.

Reklama

Później chwalił się w mediach społecznościowych luksusową posiadłością w Kalifornii z basenami i fontannami, na audiencji przyjął go prezydent Meksyku Andres Manuel Lopeza Obradora, a także rzutem rozpoczął mecz baseballistów Los Angeles Dodgers.

A jeszcze niedawno mieszał cement w firmie swojego ojca, a po porażce w walce o tytuł z Nowozelandczykiem Josephem Parkerem nie było takich, co widzieli w nim przyszłego mistrza wagi ciężkiej, a jego mało atletyczna sylwetka była obiektem kpin i żartów, chociaż eksperci nie odbierali mu talentu ze względu na dość szybkie ręce.

Reklama

Wszystko zmieniło się 1 czerwca, kiedy Meksyk zyskał pierwszego w historii mistrza świata królewskiej kategorii. Choć wszystko zaczęło się zgodnie z przewidywaniami i to Ruiz pierwszy leżał na deskach. Przetrwał jednak kryzys i z rundy na rundę zaczął obijać niepokonanego wcześniej Brytyjczyka. Joshua kilka razy był liczony, aż wreszcie w siódmym starciu sędzia zdecydował się zakończyć pojedynek.

"Moja droga na szczyt była tak kręta i wyboista, że nie ma mowy, bym teraz oddał pasy" - podkreślił Ruiz przed rewanżem.

Mówiło się o nim już chwilę po pierwszej walce, bo tak sensacyjnego rozstrzygnięcia nikt się nie spodziewał. Na miejsce powtórki wybrano - nie bez kontrowersji - Ad-Dirijję, na przedmieściach stolicy Arabii Saudyjskiej Rijadu. Na trybunach specjalnie na tę okazję zbudowanej hali zasiądzie 15 tysięcy widzów. Bilety na "Bitwę na wydmach" - jak określany jest pierwszy w historii pojedynek o tytuł w wadze ciężkiej na Bliskim Wschodzie - kosztowały od 500 do nawet... 50 tys. złotych.

Promotor Joshuy Eddie Hearn porównuje sobotnią walkę do słynnej "Bójki w dżungli", tj. pojedynku George'a Foremana z Muhammadem Ali, który w 1974 roku odbył się w stolicy Zairu Kinszasie.

"To nowe otwarcie dla boksu. Myślę, że będzie coraz więcej gal w tej części świata" - powiedział Hearn.

Choć miejsce wydaje się kontrowersyjne, choćby ze względu na zarzuty o nieprzestrzeganie praw człowieka w Arabii Saudyjskiej, to zawodnicy nie mają na co narzekać. Gaże w wysokości 70 mln dolarów dla Joshuy i 10 mln dla Ruiza są w stanie wszelkie niedogodności złagodzić.

"Spodziewam się lepszego Joshuy niż w czerwcu, ale ja też nie zmarnowałem ostatniego pół roku i znowu wygram" - zaznaczył Meksykanin.

Brytyjczyk zapewnił, że jest bardziej skoncentrowany i zdeterminowany niż w czerwcu. Nie ma innego wyjścia, bo gdy cztery razy zapoznał się z deskami Madison Square Garden to jego świetnie układająca się kariera nagle zawisła na włosku. Kolejna porażka mogłaby być jeszcze bardziej brzemienna w skutkach.

Brytyjczyk waży około 108 kg, czyli najmniej od 2014 roku. Podczas przygotowań miał się głównie skupić na sparingach, a nie "dźwiganiu ciężarów".

"Jestem lżejszy, ale szybszy i uderzam mocno jak koń. Jest we mnie ogień i... żadnego strachu. A wielkie serce do boksu zostało" - przyznał.

Nieznane miejsce starcia nie stanowi dla niego problemu. "Nie przyjechałem tu robić przedstawienia, ale wygrać" - uciął.

"Dziwne, żeby było inaczej. Mój cel jest taki sam. Jestem gotowy na wszystko, co może wymyślić. Jestem przekonany, że nie rozstanę się z pasami" - podsumował Ruiz.

Na gali zaprezentuje się również Mariusz Wach (35-5, 19 KO), który zmierzy się z Dillianem Whyte'em (26-1, 18 KO). Zdecydowanym faworytem będzie Brytyjczyk.