To miał być pasjonujący wyścig. Szeroki tor, wiele zakrętów, na których można wyprzedzać, no i upał, z którym mieli sobie poradzić tylko najlepsi. Do tego w padoku panowała wyjątkowo luźna i wesoła atmosfera. Wyjątkowo, bo kierowcy Formuły 1 zwykle w rozmowach z dziennikarzami zachowują się niczym dobrze zaprogramowane roboty, które mają przygotowane schematyczne odpowiedzi.

Reklama

Dawno już minęły czasy, kiedy Jackie Stewart - trzykrotny mistrz świata - potrafił porównać samochód do kobiety, mówiąc, że - "jest delikatny, ale potrafi być narowisty, a jeżeli zrobisz wszystko dobrze, to i tak nagle, w najmniej spodziewanym momencie, może wykonać coś niespodziewanego". Teraz rzadko zdarza się usłyszeć coś ciekawego. Dlatego wszyscy się uśmiali, gdy po sobotnich kwalifikacjach na stwierdzenie Lewisa Hamiltona, że cieszy się z drugiego miejsca, Felipe Massa odparł - "Był drugi, bo nie poszedł do toalety". Na co Hamilton ripostował - "Gdybym poszedł, byłbym jeszcze szybszy..."

Następnego dnia humor nie opuszczał najlepszych kierowców. Zanim zaczął się wyścig, tematem żartów była niechlujna broda Fernando Alonso. Szef McLarena Ron Dennis zwraca uwagę na to, by jego zawodnicy wyglądali schludnie, dlatego nie toleruje zarostu. Gdy David Coulthard jeździł w McLarenie, golił się codziennie. Teraz, w Red Bullu, wygląda niczym zbój. Po tym, jak Alonso pojawił się na torze w Turcji z brodą, w padoku dały się słyszeć spekulacje, że swoim wyglądem chce zaprotestować przeciwko polityce zespołu faworyzującej Hamiltona. Ale w sobotę przed kwalifikacjami twarz Alonso była już pozbawiona zarostu. "To nie był żaden protest, po prostu nie chciało mi się golić. Gdy jednak ujrzałem się w telewizji, zdecydowałem doprowadzić się do porządku. Tym bardziej że moja babcia też była niezadowolona" - śmiał się mistrz świata.

Golenie nie pomogło Hiszpanowi, który miał w kwalifikacjach dopiero czwarty czas i musiał startować z brudnej, mniej przyczepnej strony toru (ruszali z niej wszyscy kierowcy na parzystych miejscach). Podobnie zresztą jak jego kolega z McLarena. Hamilton tak się przejął swoim miejscem na starcie, że poszedł obejrzeć, jak dają sobie radę z gorszą nawierzchnią kierowcy w Formule GP 2. "Rzeczywiście warunki tu są gorsze, ale dam sobie radę" - tryskał optymizmem Anglik.

Reklama

Niewiele jednak brakowało, by Hamiltona wyprzedził na pierwszym zakręcie Kubica mimo że był za nim aż o trzy pozycje. Polak wykorzystał lepszą przyczepność i dał sobie radę z Alonso. Przez 11 okrążeń jechał jako czwarty, powiększając przewagę nad goniącym go kolegą z BMW Nickiem Heidfeldem oraz Hiszpanem. Wówczas jednak - niespodziewanie szybko - zjechał na tankowanie i po powrocie na tor spadł na 11. pozycję. Potem awansował na 7. miejsce, by po drugim tankowaniu zostać wyprzedzonym przez Nico Rosberga - pisze DZIENNIK.

"Rytm jazdy był zbyt wolny" - tłumaczył nam po wyścigu Kubica. "Bolid ciężko się prowadził i dlatego nie mogłem uzyskać zbyt dużej przewagi nad rywalami po starcie. Taktyka też była ryzykowna i jak widać, nie opłaciła się" - dodał. Polak nie chciał krytykować swoich szefów, choć popełnili taktyczny błąd. Kubicy nie dane było poszaleć na torze, poza nim też był stonowany. "Po drugim pit stopie wróciliśmy do miękkich opon. To była desperacka zmiana. Trochę pomogła, ale nie rozwiązała problemów. Nadal brakowało przyczepności. Walczyłem ze ślizgającym sie bolidem, a nie z rywalami. Trudno, nie udało się tym razem. Może na Monzy podczas Grand Prix Włoch będzie lepiej" - próbował uśmiechać się Kubica.

Fantastyczna atmosfera panowała za to w Ferrari. Wygrana Felipe Massy i drugie miejsce Kimiego Raikkonena oznacza, że kierowcy w czerwonych kombinezonach nadal liczą się w walce o mistrzostwo świata. Tym bardziej że prowadzący w klasyfikacji Lewis Hamilton po defekcie koła zajął dopiero piąte miejsce i ma już tylko pięć punktów przewagi nad Alonso oraz 15 nad Massą i 16 nad Raikkonenem - pisze DZIENNIK.