Jeszcze kilka miesięcy temu w prasie pojawiały się niepokojące informacje, że amerykańska strona może nie zdążyć na czas z budową obiektu. Jednak w ostatnich tygodniach szef F1 Bernie Ecclestone uspokajał i tłumaczył, że wszystko się uda, a kolejne wizytacje rozwiewały powoli niepewność.

Reklama

Chyba nikt nie przewidywał, że właśnie pierwsze zawody w Austin mogą od razu zapisać się wielkimi literami w historii F1 i przynieść rozstrzygnięcia nie tylko w zmaganiach kierowców, ale i konstruktorów.

W tym ostatnim przypadku jest to niemal pewne, bowiem najlepszy zespół ostatnich dwóch sezonów Red Bull-Renault ma na koncie 422 punktów, o 82 więcej od Ferrari (340 pkt), a do końca sezonu może maksymalnie zdobyć 86. To stawia ekipę spod znaku "Czerwonego Byka" w komfortowej sytuacji, bowiem wystarczą jej cztery "oczka" uzyskane w GP USA.

Biorąc pod uwagę tegoroczne wyniki Niemca Sebastiana Vettela i Australijczyka Marka Webbera, można raczej śmiało powiedzieć, że kwestia tytułu jest już praktycznie rozstrzygnięta. Niewiadomą jest za to ostateczna kolejność na podium i tuż za nim, bowiem szanse na wyprzedzenie Ferrari mają jeszcze kierowcy McLaren-Mercedes - 318 pkt oraz Lotus-Renault - 288. Tych ostatnich uskrzydlić może triumf Fina Kimiego Raikkonena w ostatnim wyścigu o Grand Prix Abu Zabi, jego pierwszy od powrotu po dwuletniej przerwie na starty w rajdach samochodowych.

Reklama

Losy dwóch pozostałych miejsc na podium mogą więc się decydować w przyszłą niedzielę na Interlagos pod Sao Paulo, gdzie odbędzie się zamykająca sezon GP Brazylii.

W indywidualnej rywalizacji pewne jest tylko, że mistrzem będzie po raz trzeci z rzędu Vettel, prowadzący z dorobkiem 255 punktów w klasyfikacji MŚ; albo - również trzeci raz w karierze, po sukcesach w latach 2005-06 w barwach Benettona - Hiszpan Fernando Alonso z Ferrari, który traci do lidera dziesięć pkt.

Jeśli w Austin Niemiec odnotuje szósty triumf w sezonie, a jego rywal finiszuje najwyżej na piątej pozycji, wszystko będzie jasne. Możliwe są też inne scenariusze, ale w każdym kluczowe jest powiększenie o przynajmniej 15 punktów obecnej przewagi.

Reklama

Hiszpan tylko trzykrotnie stawał na najwyższym stopniu podium, więc - w razie niepowodzenia w USA - nic mu nie da nawet wygrana w GP Brazylii. W razie remisu w punktach decyduje liczba zwycięstw.

Alonso będzie na dodatek musiał odpierać napór trzeciego w stawce Raikkonena - 198 pkt. Fin teoretycznie też może stracić swoją lokatę, ale na razie ma sporą przewagę nad rywalami: Webberem - 167 oraz Brytyjczykami z McLaren-Mercedes Hamiltonem - 165 i Jensonem Buttonem - 153

Przed GP USA Vettel kurtuazyjnie podkreślał w wywiadzie, że w równym stopniu on i Alonso zasługują na końcowy sukces, bo prezentowali niemal taki sam poziom przez cały rok, uzyskując podobne wyniki.

Patrząc na dotychczasowe wyścigi uważam, że moje i Fernando problemy czy awarie się również wyrównują. Liczę, że limit pecha obaj już wyczerpaliśmy i do samego końca będziemy się dobrze spisywać, tak jak i nasze bolidy, a wygra po prostu lepszy z nas - powiedział Niemiec, który w niedzielę odnotuje 100. start w F1.

Znamienne jest to, że właśnie w Stanach Zjednoczonych zadebiutował w tym cyklu w czerwcu 2007 roku. W Indianapolis wystąpił w ostatniej przed pięcioletnią przerwą Grand Prix USA. Zastąpił wówczas Roberta Kubicę, który tydzień wcześniej w Montrealu uległ groźnemu wypadkowi i lekarze nie pozwolili mu siąść za kierownicą.

Była to ostatnia - przed tegoroczną - amerykańska eliminacja mistrzostw świata Formuły 1. Zwyciężył wtedy Lewis Hamilton z McLaren-Mercedes.

Wyścig w Austin, oprócz realnej szansy na wyłonienie najlepszego kierowcy i teamu sezonu, powinien przynieść sporo emocji, bowiem nikt z uczestników nie miał okazji ścigać się na najnowszym torze w kalendarzu MŚ.