- Relikwię dostałem, ale sposób, w który próbowano mi ją wręczyć, był chwytem poniżej pasa - stwierdził Robert Kubica, który wyraźnie nie chciał wchodzić w szczegóły ani wskazywać "winnych" niejasnej sytuacji. Dopytywany, przyznał, że przekazanie krwi Jana Pawła II miało być pretekstem, by wejść do szpitalnej sali, w której leżał.

Reklama

- Bardzo miło było mi z tego powodu. Uważam, że w ciężkich chwilach takie gesty są bardzo pozytywne, ale czasami też trzeba zachować takt - mówił w rozmowie z Radiem Gdańsk.

Kubica, który w Formule 1 jeździł w kasku z wypisanym imieniem Jana Pawła II, podkreślał, że jest fanem papieża Polaka. Powtarzał, że zarówno Polska, jak i świat wiele zawdzięczają kanonizowanemu wczoraj Janowi Pawłowi II.

Po wypadku w 2011 roku, kiedy to auto prowadzone przez Kubicę wypadło z trasy w czasie rajdu Ronde di Andorra, kardynał Stanisław Dziwisz chciał przekazać kierowcy krew papieża Polaka. Relikwia trafiła do rąk kierowcy, ale nie przekazał jej duchowny, a reporter telewizji TVN24.

Reklama

W czasie pobytu sportowca w szpitalu doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Ekipa stacji TVN została bowiem wyproszona z terenu szpitala. Choć decyzja ta miała dotyczyć również innych dziennikarzy, stacja miała sobie zasłużyć na nią podaniem niesprawdzonej informacji o pogorszeniu się stanu zdrowia Roberta Kubicy. TVN wyjaśniał później tę sytuację, nazywając ją nieporozumieniem. CZYTAJ WIĘCEJ NA TEN TEMAT >>>