W niedzielnym spotkaniu w Chesapeake Energy Arena w Oklahoma City "Wojownicy" już w połowie pierwszej kwarty przegrywali różnicą 10 punktów (13:23) i potem już ani przez chwilę nie stanowili zagrożenia dla gospodarzy.

Po przegranej 18:39 drugiej kwarcie tracili do przerwy 25 punktów do rywali (47:72). Po zmianie stron nie było lepiej. Przewaga zawodników trenera Billy'ego Donovana (w trakcie zawodniczej kariery na uniwersytecie Providence grał w jednym zespole z reprezentantem Polski Jackiem Dudą) w końcówce trzeciej odsłony wzrosła nawet do 41 punktów (113:72). Drużynie, która w sezonie zasadniczym ustanowiła rekord ligi, wygrywając 73 z 82 spotkań, tak niekorzystny wynik zdarzył się pierwszy raz w tych rozgrywkach.

Reklama

Nie istnieliśmy w tym meczu ani fizycznie, ani mentalnie. Dziś przeciwnicy mocno skopali nam tyłki. Dostaliśmy to, na co zasłużyliśmy - przyznał szkoleniowiec mistrzów Steve Kerr.

Koszykarzy Thunder do zwycięstwa poprowadzili skuteczni Durant (33 pkt - 10/15 z gry i 8 zbiórek) i Russell Westbrook, który był bliski uzyskania tzw. triple-double: 30 pkt, 8 zbiórek i 12 asyst, oraz agresywni gracze podkoszowi na czele z reprezentantem Hiszpanii Serge'em Ibaką - 14 pkt, 8 zbiórek. Gospodarze wygrali walkę o zbiórki 52-38, a zdobywając 133 punkty ustanowili klubowy rekord w play off.

Reklama

Musimy teraz zachować tego ducha walki w kolejnych meczach. Rywalizujemy z wielką ekipą, która nieprzypadkowo ustanowiła historyczny rekord w sezonie regularnym - powiedział Westbrook.

Dla pokonanych więcej niż dziesięć punktów zdobyli tylko Stephen Curry - 24 i Klay Thompson - 18. Zawiódł wszechstronny zwykle skrzydłowy Draymond Green, który w 32 minuty zanotował zaledwie sześć punktów, cztery zbiórki i trzy asysty, ale miał i cztery straty, a rezerwowi Warriors uzyskali w sumie 48 pkt.

Green swoją obecność na parkiecie zaznaczył w jeszcze jeden sposób. Niestety niechwalebny. Koszykarz gości kopnął w krocze Stevena Adamsa. Za ten czyn może zostać zawieszony.

Obrońcy tytułu, przegrywający w serii 1-2, nie zamierzają jednak abdykować.

Tego wieczoru rywale byli bardziej głodni zwycięstwa, ale nie należy panikować. Musimy wrócić do tego, co potrafimy robić - ocenił Thompson.

Zespół Golden State potrafił już wychodzić zwycięsko z podobnych sytuacji. Przed rokiem 2-1 prowadzili z "Wojownikami" Memphis Grizzlies w drugiej rundzie play off i Cleveland Cavaliers w wielkim finale, ale przegrali rywalizację.

Za każdym razem wiedzieliśmy, jak należy zareagować. Mam zaufanie do swojej ekipy. Nieważne, czy przegraliśmy jednym punktem, czy 30. Najważniejszy jest następny mecz - skwitował trener Kerr.

Czwarte spotkanie odbędzie się we wtorek, także w Oklahoma City.

W finale Konferencji Wschodniej koszykarze Cleveland Cavaliers prowadzą z Toronto Raptors 2-1. Czwarty mecz w nocy z poniedziałku na wtorek w Kanadzie.