Co najlepiej potrafi Asafa Powell? Szybko biegać. Przed 10 dniami w kameralnym mityngu we włoskim Rieti Jamajczyk pobił własny rekord świata - przebiegł 100 m w 9,74 sekundy. Czego Asafa Powell nie potrafi? Radzić sobie z presją. Tydzień przed Rieti, w mistrzostwach świata w Osace, czyli najważniejszej imprezie sezonu, w długo oczekiwanym pojedynku ze swoim największym rywalem Tysonem Gayem, Asafa przegrał. Prowadził do osiemdziesiątego metra, ale kiedy Gay zaczął zmniejszać dystans, nie podjął walki.
Dwa lata temu ze spotkania z innym trudnym konkurentem w mistrzostwach świata w Helsinkach, Asafa wycofał się pod pretekstem kontuzji pachwiny. Tytuł zdobył Justin Gatlin. Kolejny przykład: igrzyska w Atenach. Wcześniej, w sezonie 2004 Powell 9 razy przebiegł setkę w czasie poniżej 10 sekund. Na igrzyskach przybiegł na metę piąty.
Wszystko to zbieg nieszczęśliwych okoliczności, albo elementy układające się w logiczną całość. Efekt jest taki, że najszybszy człowiek świata nie może pochwalić się zwycięstwem w żadnym z najważniejszych biegów.
Przed startem w warszawskim mityngu Pedro's Cup zapytano Asafę, co takiego było w Rieti, czego nie było w Osace. "Była piękna pogoda, bardzo miła atmosfera" - odpowiedział. Być może jednak należało zapytać, co takiego było w Osace, czego w Rieti nie było. Odpowiedź jest jedna: nie było presji.
To wszystko, może z wyjątkiem pięknej pogody, możemy zagwarantować Asafie w Warszawie. Nie ma tu rywali, którzy mogliby mu zagrozić. Mityng Pedro's Cup nie jest kluczową pozycją w kalendarzu IAAF. Ale to najbardziej prestiżowa impreza lekkoatletyczna w Polsce. Światowe gwiazdy mogą liczyć na wspaniały doping publiczności. Może więc padnie tu dziś kolejny rekord świata?
"Niczego nie mogę obiecać, ale wszystko jest możliwe. Kibice z pewnością zobaczą bardzo emocjonujący bieg" - zapewniał Asafa. Za pobicie rekordu świata organizatorzy mityngu obiecali Jamajczykowi bonus w wysokości 100 tys. dolarów. Na pytanie o pieniądze sprinter zareagował śmiechem. "W tym wszystkim zupełnie nie o to chodzi" - mówił. "Zawsze starasz się wypełnić swoją powinność, czyli biec jak najszybciej. Rekord może pojawić się za każdym razem. Myślenie o bonusie wcale w tym nie pomoże".
Po biegu w Rieti Asafa zapewniał, że stać go na więcej niż 9,74 s. "Nie wiem, jakie są granice ludzkich możliwości, ale z pewnością, będę się starał maksymalnie wykorzystać własne możliwości. Moje marzenie to 9,68 s" - mówił w Warszawie.
Zanim został sprinterem, Powell biegał po boisku piłkarskim. "Uwielbiam futbol, pewnie będę piłkarzem w moim drugim życiu" - żartował. Przyznał, że jest zaskoczony swoimi dobrymi wynikami w sporcie, bo tak naprawdę chciał być inżynierem. "Myślę, że prędzej czy później skończę jako inżynier" - mówił.
Zanim to nastąpi Asafa będzie musiał stoczyć przynajmniej kilka stresujących pojedynków z groźnymi rywalami. On i Tyson Gay znaleźli się na listach startowych mityngu w Yokohamie, który odbędzie się 30 września. Nie spotkają się jednak, bo każdy z nich pobiegnie na innym dystansie. Jamajczyk tym razem wybrał bieg na 200 m. Pytany o to Asafa wyraźnie się zdenerwował. "Ja nikogo nie unikam, mogę ścigać się z każdym".
Wcześniej zapewniał, że wyciągnął już wnioski z porażki z Gayem w Osace: "Jestem dużym chłopcem i muszę radzić sobie z takimi sytuacjami. Liczy się przyszłość. Już czekam na igrzyska w Pekinie. Tam chcę zdobyć złoto".
Asafa Powell może dziś w Warszawie zbliżyć się do rekordu świata w biegu na 100 m. A nawet go pobić. Dlaczego? Bo Pedro's Cup to nie mistrzostwa świata - czytamy w DZIENNIKU.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama