To pierwszy medal biało-czerwonych w Japonii. Wczoraj mieliśmy trzy szanse na podium - zawiodły tyczkarki, słabo spisał się nasz dyskobol, ale na Plawgę zawsze można liczyć. W finale biegu do końca walczył o medal, na ostatniej prostej wyprzedzając jednego z Amerykanów. Wynikiem 48,12 o cztery setne sekundy poprawił należący do niego od sześciu lat rekord Polski, który ustanowił... w Osace - pisze "Fakt".

Reklama

Wówczas była to wielka sensacja, bo junior z Polski wygrał z najlepszymi na świecie. Potem nie był już w stanie pobić tego czasu. Aż do wczoraj... "Do dziś nie wiem, co wydarzyło się ze mną sześć lat temu. Na pewno przerosła mnie wielkość wyniku. W 2001 roku wzniosłem się na wyżyny" - wspominał przed wczorajszym finałem Plawgo.

Teraz też nie był w gronie faworytów. W stawce 37 biegaczy miał dopiero 18. rezultat w tegorocznych tabelach. Ale już w półfinale postraszył najlepszych, uzyskując najlepszy czas (48,18). "W ogóle tego się nie spodziewałem" - uśmiechał się po tym biegu. Mimo to nadal wszyscy stawiali na broniącego mistrzowskiego tytułu Feliksa Sancheza z Dominikany oraz dwóch Amerykanów. I ta trójka była na czele stawki sto metrów przed metą. Jednak Plawgo to prawdziwy wojownik.

Zaciekle walczył o podium i wyprzedził jednego z rywali. Złoty medal z najlepszym w tym roku czasem na świecie 47,61 wywalczył Amerykanin Kerron Clement, srebrny zaś Sanchez - 48,01. A Plawgo znów pokazał, że nigdy się nie poddaje. Od 2001 roku nie miał ani jednego sezonu bez kontuzji. Aż przestał ufać polskiej medycynie i w kwietniu ubiegłego roku poddał się operacji prawego śródstopia w klinice w Goeteborgu. Cztery miesiące po tym, jak leżał na stole operacyjnym, pojechał na mistrzostwa Europy. Nikt na niego nie stawiał, a on wrócił ze Szwecji ze srebrnym medalem.

Reklama

"Mogę tylko dziękować Bogu, pójść do kościoła i pomodlić się. To, co się stało na bieżni, to wielki, wielki cud" - Plawgo opowiadał wtedy "Faktowi". Teraz też nie był pewny, czy uda się wskoczyć na podium. Teoretycznie - patrząc na najlepsze wyniki przed mistrzostwami świata - nie powinno go na nim być. "Założyłem sobie zbyt ciężki plecak" - obawiał się po półfinałowym biegu.

Bardziej w Plawgę wierzył jego dawny rywal z bieżni Paweł Januszewski. "Jestem pewien, że w finale Marek wypluje płuca" - zapewniał. "Ten plecak stał się jeszcze cięższy po tym, jak w konkursie skoku o tyczce naszym zawodniczkom nie udało się zdobyć medalu. Doszły do mnie wiadomości z kraju, że wtorek ma być polskim dniem... Co mogłem zrobić? - tylko dać z siebie wszystko" - stwierdził po finałowym biegu Plawgo.

Nie tylko ze startu Plawgi byliśmy wczoraj zadowoleni. W znakomitym stylu do finału biegu na 400 metrów przez płotki awansowała Anna Jesień. Polka wygrała swój bieg półfinałowy, poprawiając własny rekord Polski o 0,1 sekundy.