Od mistrzostw świata w Osace minął miesiąc, a pani wciąż nie może o nich zapomnieć. Aż tak boli ta porażka?
Mój start w Osace to kompletna klapa. Nie zrobiłam tego, co powinnam była zrobić. Trudno mi o tym mówić, nawet teraz. Byłam bardzo silna, bardzo pewna siebie, nastawiona na dalekie rzuty. Na medal, otwarcie mówiąc. I nic z tego nie wyszło. Czwarte miejsce to moja porażka.

Co się z panią działo po powrocie z mistrzostw? To prawda, że wpadła pani w depresję?
Przez dwa tygodnie po mistrzostwach miałam bardzo duże problemy. Sama ze sobą. Nie mogłam się pozbierać. Czułam się tak, jakby ktoś przyciął mi skrzydła. Dramat, dużo płaczu. Tyle się natrenowałam... W życiu nie wykonałam takiej pracy. Wiedziałam, że te prognozy o moim medalu nie są czczą gadaniną. Byłam pewna, że będę go miała. I nic z tego nie wyszło.

Straciła pani motywację do treningów?

Od kilku dni jest już lepiej. Ale zaraz po Osace miałam problem, żeby się ubrać i iść na trening. Nie mogłam patrzeć na młot, a co dopiero nim rzucać. Na siłownie jeszcze szłam, ale trening techniczny był katastrofą. Trener patrzył na mnie i powtarzał, że on wszystko rozumie, ale muszę wziąć się w garść. Po finale mistrzostw pierwszy trening rzutowy zrobiłam dopiero 10 dni później. To wręcz niemożliwe, ale prawdziwe... Ciężko było się odnaleźć. Ten występ przeżyłam najbardziej w całej mojej karierze. Nie zaprezentowałam tego, co potrafię. Ktoś może powiedzieć: spokojnie, za rok są igrzyska, zrewanżujesz się. Guzik mnie to interesuje. Teraz były mistrzostwa świata i chciałam mieć ten medal.

Przeanalizowała już pani, czego zabrakło, by go zdobyć?
Pracy z psychologiem. Dzisiaj wiem, że jest to niezbędne. Czasami nie docenia się roli psychologów w sporcie. Ja uważam, że skoro wielcy mistrzowie korzystają z ich pomocy, to ja też będę. Jestem po pierwszych rozmowach z panią psycholog. Będzie mi pomagała aż do igrzysk olimpijskich. Do tego najwyższy czas, by ustabilizować sytuację z wagą. Sama dla siebie chcę zrzucić trochę kilogramów. Przyda mi się. Jestem dziewczyną po przejściach, miałam siedem operacji.








Reklama

Chcę zadbać o kolana, o stawy. W końcu muszą jeszcze trochę wytrzymać. Przed igrzyskami nie mogę złapać kontuzji kolan, na przykład przy jakichś podskokach. A ja mocno pracuję nad szybkością i skocznością. Dla bezpieczeństwa muszę więc spaść na wadze. Rozmawiałam już z moją dietetyczką. Do stycznia jestem w stanie zrzucić 10, nawet 15 kg. I jednocześnie zachować moc, co jest bardzo ważne. Trenuję trzy razy dziennie, pierwsze zajęcia zaczynam o 7.30, ostatnie kończę po 20. Muszę mieć siłę, to wszystko musi być dokładnie przemyślane.

W Osace ważyła pani za dużo?
Tak uważa mój trener. Ja się nie do końca zgadzam, bo mniej więcej tyle samo ważę od lat. Kilka dni przed mistrzostwami świata na treningu rzuciłam prawie 75 metrów ważąc tyle, ile zawsze. Ale posłucham trenera i powalczę z kilogramami.

Szybko musi pani wziąć się w garść, bo niedługo trzeba rozpocząć przygotowania do igrzysk. Jak zamierza pani odpocząć po sezonie?

3 października w Korei czekają mnie ostatnie zawody w tym roku. Cztery dni później wystartuję w imprezie Run Warsaw. Przebiegnę pięć kilometrów, bo dziesięć to dla moich gabarytów na razie za dużo. A potem wyjeżdżam do Egiptu. Nurkować. Po igrzyskach w Sydney wygrałam w jednym z plebiscytów wycieczkę do Egiptu. Wtedy nurkowałam po raz pierwszy. Potem miałam długą przerwę, przez kontuzje i operacje. Rok temu znowu nurkowałam w Egipcie. To mega przyjemne. Zakładam maskę, płetwy, cały ten ekwipunek. I znikam pod wodą. Zwykle nurkuje się na głębokość około 15 metrów, ale raz zanurkowałam do wraku statku na 35 metrów. Oczywiście z asystą, pod okiem instruktora... Odpocznę, zrzucę z siebie ten stres i znowu zabieram się do treningów. W listopadzie w Szklarskiej Porębie rozpoczynam przygotowania do Pekinu.

Uda się pani połączyć przygotowania z pracą w policji? Jest pani starszą posterunkową.
Na ten temat nie mogę się wypowiadać. Tak uzgodniłam z moimi przełożonymi. Sport a praca w policji to dwie różne sprawy. Nic nie powiem i już.