Partner merytoryczny: Sports.pl

PRZEGLĄD SPORTOWY: Kilka miesięcy temu był pan murowanym faworytem mistrzostw Europy w Barcelonie. A teraz?

Reklama

TOMASZ MAJEWSKI: Jest nas dwóch - ja i Białorusin Andriej Michniewicz.

PS: Tydzień temu Michniewicz pchnął kulę na odległość 22,09 m. To bardzo daleko. Zaskoczył pana tym wynikiem?

Nie. Myślałem, że pchnie ciut dalej, na przykład 22,11, żeby mieć w tym sezonie drugie miejsce na światowych listach, za Christianem Cantwellem. Mówił, że chce pobić rekord Białorusi, a tylko go wyrównał.

Reklama

PS: Pan ma w tym sezonie dopiero trzeci wynik wśród Europejczyków, za prowadzącym Michniewiczem i Łotyszem Marisem Urtansem. Czy jego rezultat 21,63 m to sensacja?

Raz tyle pchnął. Startował jeszcze potem, ale uzyskał o metr mniej. Dla mnie to kandydat do przymusowych dwuletnich wakacji, bo w wyczynowym sporcie nie ma miejsca na cuda. Urtans zwykle pcha na poziomie 19 metrów z hakiem, nie wchodzi do finałów wielkich imprez. Jeżeli w mistrzostwach Europy w Barcelonie wystartuje w finale, pewnie będzie z siebie zadowolony.

PS: A pan z czego będzie zadowolony? Liczy się tylko złoto?

Reklama

Skoro jestem mistrzem olimpijskim i wicemistrzem świata, to w mistrzostwach Europy muszę walczyć o złoto. I będę, nie mam innego wyjścia.

PS: Na razie błysku formy nie ma.

Jeżeli plan wypali, a nie ma powodów, by nie wypalił, to błysk przyjdzie. Musi, skoro mam walczyć z Michniewiczem.

PS: Tylko z nim? A co z Ralfem Bartelsem i Pawłem Łyżynem?

OK, o medale będzie walczyć nasza czwórka. Chyba, że wydarzy się supersensacja, której ja nie przewiduję. Wiadomo, że Michniewicz jest mocny. Łyżyn mocny będzie, bo w ważnych imprezach zawsze jest dobrze przygotowany i pcha pod granicę 21 m. A Bartels? Ostatnio cieniuje. I to strasznie. Kilka dni temu w mistrzostwach Niemiec uzyskał 20,50 m, ale w innych próbach nie miał 20 m.



PS: Co się z nim stało, przecież to brązowy medalista mistrzostw świata?

Pojęcia nie mam. Byłem przekonany, zwłaszcza po początku sezonu, kiedy pchnął 21,14 m, że będzie bardzo mocny. A od tamtego czasu jego forma to sinusoida. Nawet gorzej, ostatnio to wręcz dół formy. Miał starty, w których nie przekraczał 20 m. Jakieś nieporozumienie dla zawodnika tej klasy.

PS: Pan też pchał słabo w mistrzostwach Polski, dopiero w ostatniej próbie było bardzo dobrze, czyli 21,25 m.

Gdyby nie ta ostatnia kolejka, byłbym bardzo wkurzony. Ale szóste pchnięcie wyszło OK, było dobre technicznie. To ważne, że udało się mi uzyskać taki wynik w końcówce konkursu. Naprawdę supersprawa, bo wreszcie potrafiłem się zmobilizować. Wcześniej bardzo mnie denerwowało, że szóste pchnięcia miałem za słabe, nie potrafiłem nimi wygrywać. Teraz może będzie inaczej. To duży plus mistrzostw Polski.

PS: Wprowadził pan w tym sezonie zmiany do techniki pchnięcia, by gonić Christiana Cantwella, ale słabo panu ta pogoń wychodzi.

To prawda. Amerykanin cały czas jest w rewelacyjnej formie. Mało prawdopodobne, by ktokolwiek pokonał go w tym sezonie. Uciekł nie tylko mnie, ale wszystkim. Gra w innej lidze, taka jest prawda. Na szczęście jest Amerykaninem, w Barcelonie go nie będzie.

PS: Cantwell pchnął w tym sezonie 22,41 m. Pańskie 21,25 wygląda przy jego wyniku bardzo skromnie.

Spokojnie - zawsze mam lepszą drugą część sezonu. A ta druga część zacznie się właśnie w Barcelonie. Rok temu o tej porze miałem wynik lepszy od tegorocznego zaledwie o centymetr, a w całym sezonie powyżej 21,50 pchnąłem tylko w trzech konkursach: w Barcelonie, Sztokholmie i Berlinie. Wszystko w dziesięć dni. Wtedy byłem w największym gazie.

PS: Cantwell utrzymuje wysoką formę przez cały sezon. Pan nigdy nie będzie tego potrafił?

Nigdy, to wiem na pewno. Nie jestem tak mocny fizycznie, jak on, więc nie ma o czym mówić. W szczycie formy mogę się dostać na poziom, na którym on utrzymuje się przez kilka miesięcy. To gość, który zawsze może przekroczyć 22 metry. Większość konkursów knoci, bo tej granicy nie przekracza. Ja muszę się systematycznie wspinać na szczyt. I kiedy będę w superdyspozycji, stać mnie na 22 metry. Ale przez krótki czas.

PS: Może pan poprawić w tym sezonie własny rekord Polski, 21,95?

Nie mówię "nie". Zobaczymy, jak będą mi wychodziły starty po Barcelonie.



PS: Czyli nie przewiduje pan aż takiej eksplozji formy już w mistrzostwach Europy? Jeżeli ktoś pchnie tam 22 metry, to będzie pan bezradny?

Ale komu ma wyjść takie pchnięcie?!

PS: Michniewiczowi.

OK, tylko jemu. Wiadomo, że nie odpuszczę. I tak będę go ścigał do końca konkursu. Na tyle, na ile będę przygotowany. Po to grzebię w technice, by się poprawiać. Muszę być bardziej dynamiczny, dlatego szybciej wchodzę w doślizg. Nie napędzam się tylko nogą, ale bujnięciem całego ciała. Tu, w Spale, w miarę to ogarnęliśmy. Zobaczymy, jak ten konkurs w Barcelonie się ułoży. Jeżeli Michniewicz pchnie 22,20, a ja 21,90, to jakoś przełknę porażkę.

PS: Ma pan przećwiczoną taką sytuację. W tym roku w halowych mistrzostwach świata w Katarze poprawił pan rekord Polski, a wystarczyło to do zajęcia tylko piątego miejsca.

To był szalony konkurs. 21,20 zawsze dawało medal, a ja z takim wynikiem wylądowałem poza podium. Dziwne uczucie... Na szczęście wiem, że w Barcelonie pchnę dalej.

PS: Po mistrzostwach Polski nigdzie pan nie startował i przed mistrzostwami Europy nie sprawdzi się pan już w żadnych zawodach. To dobra sytuacja?

Jeden start by się przydał, ale nie ma teraz dobrego mityngu dla kulomiotów. Jak mam jechać na słaby konkurs, to wolę zrobić mocny trening.

PS: Jak wyglądają treningi teraz, tydzień przed mistrzostwami?

Powtarzam rytm z ubiegłego roku. Kończę już ciężką pracę, przestałem trenować dwa razy dziennie. Zajęcia będą coraz lżejsze i w tydzień powinienem dojść do wysokiej formy. Robię tak od wielu lat. Tuż przed najważniejszą imprezą nie ma miejsca na przypadek i eksperymenty.

>>> Czytaj także: Snajper Wisły wraca do kadry