Ubiory otrzymali dopiero niedawno. Większość z 72-osobowej reprezentacji przymierzała je na zgrupowaniu w Spale. Jak się okazało, rozmiary były nieodpowiednie, a dla zawodniczek konkurencji rzutowych, m.in. Anity Włodarczyk, przywieziono stroje ... męskie.

Reklama

Problem starano się jak najszybciej rozwiązać, na ile to się dało. W piątek dyrektor marketingu PZLA Piotr Długosielski, brązowy medalista mistrzostw świata z Edmonton (2001) w sztafecie 4x400 m, poinformował PAP, że sprawa została załatwiona.

"W czwartek przybyła do Spały specjalnie wydelegowana przez PZLA osoba, która dokonywała wymiany sprzętu u tych osób, którym on nie pasował. Poza tym Anita Włodarczyk dostała do wyboru trzy rodzaje ubiorów. Uważam, że sprawa została załatwiona na tyle, na ile się dało w tak krótkim czasie. Natomiast wrócimy do niej, ale po mistrzostwach" - powiedział Długosielski.

Nie wszyscy jednak lekkoatleci potwierdzili rozwiązanie problemu. Włodarczyk przyznała, że ktoś z PZLA przyjechał, jednak nadal ma męski ubiór.

"Zgadza się, że dostałam do wyboru różne rozmiary, ale nie w damskim kroju. Postarano się o żeński strój startowy, który wprawdzie mogę założyć, lecz jest na tyle mały, że nie czuję się w nim komfortowo. Na pewno nie wejdę w nim do koła. Z mojego punktu widzenia problem nie został rozwiązany" - powiedziała PAP rekordzistka świata w rzucie młotem.

Reklama



Swojego niezadowolenia nie kryją również dyskobolki. Czwarta zawodniczka ubiegłorocznych mistrzostw świata w Berlinie Żaneta Glanc (AZS Poznań) przyznała, że gdy otrzymała przesyłkę do domu, tylko się zdenerwowała.

Reklama

"Najbardziej przykry jest fakt, że zamiast myśleć o zawodach i skupić się w tych ostatnich dniach na treningach, lekkoatleci martwią się, że nie mają w czym wyjść na stadion. Mnie wprawdzie temat stroju startowego nie dotyczy, bo dobrany mam odpowiednio, ale dostałam za mały dres i za małe buty. Uznałam jednak, że nie warto się denerwować i wezmę po prostu inne" - podkreśliła.

Gdy sprawa strojów wyszła na jaw, zaatakowany został przewodniczący Komisji Zawodniczej PZLA Marek Plawgo. Brązowy medalista mistrzostw świata z Osaki (2007) zaznaczył, że ubiorami się zajmował, ale nie ich rozmiarami.

"Prowadziłem rozmowy z Reebokiem, ustalałem kolory, wybierałem kroje, ale nie miałem wpływu na to, co zostanie dostarczone. Do zadań Komisji Zawodniczej należało m.in. ile zamówić sprzętu dla lekkoatletów startujących w mistrzostwach Europy, mistrzostwach świata juniorów i innych ważnych zawodach. Rozmiary nie były naszą działką, ale Reebok jest na tyle doświadczoną firmą, że wie, iż inną wielkość należy wyprodukować dla osób rzucających, a inną dla np. długodystansowców. Nadal jestem w posiadaniu próbek i na pewno dojdzie do konfrontacji. Tej sprawy nie można tak zostawić i należy ją jak najszybciej wyjaśnić" - powiedział PAP Plawgo.



Szef marketingu firmy Reebok na Europę Środkową Michał Górnicki nie chce, aby temat ubiorów zdominował to, co jest najważniejsze, a mianowicie rywalizację i skoncentrowanie się na niej.

"To wcale nie oznacza, że temat zamiatamy pod dywan. Nie, na pewno tak nie będzie. Mam deklarację m.in. Tomasza Majewskiego i Szymona Ziółkowskiego, że do problemu wrócimy po mistrzostwach. My ze swej strony, nie patrząc kto zawinił, zobligowaliśmy się do pokrycia wszelkich kosztów, jeśli można cokolwiek poprawić, ulepszyć, tak, by zawodnicy byli zadowoleni" - oświadczył w rozmowie z PAP.

Górnicki przypomniał, że już w lutym 2008 roku prosił PZLA, by rozważył opcję prolongaty umowy, aby na tej podstawie można było złożyć zamówienie na dostawę sprzętu dla reprezentacji na lata 2010-2013.

"Mielibyśmy wtedy dużo czasu, bo najkrótszy cykl produkcji to osiem miesięcy. Jednak moje częste prośby pozostawały bez odpowiedzi, albo też były oddalane i z poprzednim zarządem PZLA, którego kadencja upływała w styczniu 2009 roku, sprawa nie została załatwiona. Kontrakt został zawarty dopiero 30 października, a zamówienie poszło do realizacji w połowie listopada" - wyjaśnił.