Mistrzostwo Polski, Puchar Polski i trofeum Ligi Mistrzów – kielczanie wygrali w tym sezonie wszystko, co było do wygrania triumfując w finałowych starciach w trzy kolejne weekendy.

Reklama

Czy spełniłem wszystkie swoje marzenia? Nie. Jest ich jeszcze trochę – powiedział tuż po dekoracji w Kolonii prezes i twórca potęgi Vive Tauronu Kielce Bertus Servaas.

Kielczanie zaczęli rozgrywki LM jednobramkową porażką z węgierskim MOL-Pick Szeged (30:31). Z kolei w szóstej kolejce przegrali, również na wyjeździe, z Vardarem Skopje aż dziesięcioma bramkami (24:34). Zaraz po powrocie do Kielc, na treningu szczypiornistów przywitała liczna grupa kibiców, która swoim dopingiem jak na najbardziej zaciętym meczu chciała podtrzymać drużynę na duchu.

Nigdy nie zapomnimy tego gestu naszym kibicom. Wtedy powiedziałem, że wszystko co zrobimy, będzie przede wszystkim dla nich. Dziś mało kto o tym wydarzeniu pamięta. Ja i zawodnicy na pewno tego nie zapomnimy – przyznał trener Tałant Dujszebajew.

Rzeczywiście, od tej chwili żółto-biało-niebiescy wrzucili wyższy bieg. Dowodem tego było zwycięstwo nad wielką FC Barceloną 33:31 w jej własnej hali. Ostatecznie na zakończenie fazy grupowej nie zdołali prześcignąć "Dumy Katalonii" i zajęli po 14 kolejkach drugie miejsce, co oznaczało, że dalsza droga do Final Four będzie wiodła przez 1/8 finału. Tylko pierwsze miejsce premiowane było bezpośrednim awansem do ćwierćfinału.

Reklama

W najlepszej szesnastce rozgrywek żółto-biało-niebiescy pokonali w dwumeczu białoruski Mieszkow Brześć (32:28 i 33:30) otwierając sobie drogę do ćwierćfinału, w którym spotkali się z triumfatorem Ligi Mistrzów sprzed dwóch lat niemieckim Flensburgiem-Handewitt. Po zaciętych i wyrównanych meczach (28:28 i 29:28) zapewnili sobie awans do Final Four, spełniając pierwszy z celów postawionych przed sezonem przez Dujszebajewa.

Oczekiwanie na turniej w Kolonii upłynęło pod znakiem finałów krajowych rozgrywek. W dwa kolejne weekendy zespół Vive Tauronu Kielce pokonał Orlen Wisłę Płock, broniąc krajowego mistrzostwa oraz Pucharu Polski.

Reklama

Aż wreszcie przyszedł czas na uwieńczenie całorocznych zmagań i Final Four europejskich rozgrywek. Tuż przed turniejem Vive nie było traktowane przez bukmacherów i komentatorów jako faworyt. Nie brakowało ekspertów, którzy umieszczali kielecki klub na ostatnim, czwartym miejscu w swoich przewidywaniach. Tymczasem w sobotę Vive w półfinale pokonało pełną gwiazd drużynę Paris Saint-Germain, a w niedzielę w szalonym meczu z Veszprem zdobyło miano najlepszej drużyny Starego Kontynentu.

Jeszcze w 46. minucie przegrywało dziewięcioma bramkami (19:27). W niespełna kwadrans zdołało odrobić straty i doprowadzić do dogrywki (29:29). Ta nie przyniosła rozstrzygnięcia (35:35) i o losach spotkania musiały zdecydować rzuty karne. Zimną krew do końca zachowali Marin Sego i Sławomir Szmal, którzy obronili po jednym karnym, zapewniając swojej drużynie historyczny sukces (39:38).

Zdaniem Piotra Chrapkowskiego w 46. minucie zmieniło się wszystko w grze kielczan, tymczasem Veszprem czuł się już triumfatorem. Nasi rywale myśleli chyba, że już dawno wygrali ten mecz. Tymczasem u nas zadziałało wszystko. Węgrzy zaczęli odczuwać zmęczenie – zaznaczył.

Ten sport to moje życie. Przebieg tego finału to niewyobrażalny spektakl, nawet dla samego Hitchcocka. Jestem bardzo dumny i chyba zwariuję z radości. Świetną pracę zrobił Tałant Dujszebajew budując drużynę na miarę tego zwycięstwa – powiedział tuż po finale Servaas.

Teraz szczypiornistów Vive i kibiców czeka wielka feta na Rynku w Kielcach, którą zaplanowano na wtorkowy wieczór.