Islandczycy myśleli, że po spotkaniu w St. Petersburgu w niedzielę awansowali do kolejnej rundy. Był to mecz rewanżowy i w regulaminowym czasie zakończył się wygraną gospodarzy 32:27. Ponieważ wynik pierwszego był identyczny na korzyść Hafnarfjordur, więc fińscy sędziowie zarządzili dogrywkę, którą wygrali Islandczycy 6:5 i dwumecz zakończył się wynikiem 65:64 na ich korzyść.

Reklama

Piłkarze świętowali awans w samolocie przez całą podróż do domu i jeszcze przez kilka następnych dni. Jednak protest rosyjskiego klubu, złożony do Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej (EHF), wykazał pomyłkę arbitrów, ponieważ według regulaminu przy remisowym wyniku dwumeczu należało przejść od razu do... rzutów karnych.

Protest został rozpatrzony pozytywnie i EHF przyznała, że sędziowie oraz jej delegat popełnili błąd i teraz islandzki klub musi polecieć do St. Petersburga, aby dokończyć mecz, czyli wykonać serię, co najmniej pięciu, rzutów karnych.

Sytuacja, o której dowiedzieliśmy się dopiero w środę, zaszokowała nas i jest wyjątkowo groteskowa, ponieważ myśleliśmy, że sędziowie na tym poziomie znają przepisy. Czeka nas teraz długa i niepotrzebna podróż tam i z powrotem - powiedział prezes islandzkiego klubu Asgeir Jonsson w rozmowie z dziennikiem "Visir".

Reklama

Jest to podróż "tylko" na odległość 2700 kilometrów w jedną stronę, lecz na szczęście wszystkie koszty zostaną pokryte przez EHF, która stwierdziła swoją winę. Nasi piłkarze grając w Europie przyzwyczaili się już do latania - skomentowała gazeta.

W trzeciej rundzie Pucharu EHF wystąpią dwie polskie drużyny: Gwardia Opole i Azoty Puławy.