Pierwsze kroki w wioślarskiej karierze stawiała pani pod okiem Marii Sorys. Proszę opowiedzieć o tym okresie.
Rozpoczęłam współpracę z panią trener w wieku 12 lat, więc bardzo wcześnie. Wszystko zaczęło się od naboru w mojej szkole podstawowej, niedaleko klubu WTW Warszawa, którego barwy reprezentuję do dzisiaj. Szkoliła mnie cztery albo pięć lat przez ten okres początkowy, kiedy byłam +młodziczką+... dzieciaczkiem, tak naprawdę. Trenowała mnie, jak widać, z sukcesami.

Reklama

Jakim typem trenera była? Z tych ostrych czy z tych przyjaznych?
Potrafiła dać wycisk, ale była przyjazna. Zawsze zajęcia były specjalnie dla dzieciaków. Była nutka zabawy i trochę poważnego treningu. Dzięki temu tyle czasu się odchowałam w tym wioślarstwie, nie zrezygnowałam po dwóch czy trzech latach, jak to czasami bywa, tylko zostałam i uprawiam je już... 15 lat.

W trakcie pracy z trenerką Sorys nie miała pani momentu, w którym straciła serce do wioślarstwa, chwili zwątpienia?
Wioślarstwo zimą jest dosyć nudnym sportem. W tym okresie trenujemy głównie na lądzie: ergometr, siłownia... nuda, szczególnie dla dzieciaka. Dzięki temu, że zajęcia były urozmaicone i było dużo ciekawych pomysłów, my się cieszyłyśmy, że idziemy na trening, że mamy możliwość pracy z taką trenerką. Ona miała w sobie pasję, którą przelewała na nas.

Reklama

Krótko mówiąc, wiele jej pani zawdzięcza...
Na pewno, bardzo dużo. Cieszę się, że została doceniona i na gali Ministerstwa Sportu i Turystyki otrzymała nagrodę dla pierwszego trenera. Ona sama mówiła, że to jest dla niej pierwsze takie wyróżnienie i jest z tego powodu bardzo szczęśliwa. Pierwsi trenerzy są zwykle gdzieś z tyłu, a doceniani są ci, którzy prowadzą nas w kadrze, gdy odnosimy międzynarodowe sukcesy.

Reklama

Skoro mowa o kadrze - jak przebiega przerwa między sezonami? Niedawno zakończyła pani zgrupowanie w Portugalii...
Dla nas to było pierwsze zgrupowanie, dziewczyny z wagi ciężkiej miały wcześniej jedno w Zakopanem. Wróciłam z Portugalii 18 grudnia wieczorem, specjalnie na galę z udziałem mojej pierwszej trenerki. Dziewczyny ćwiczyły jeszcze do czwartku. Później przerwa świąteczna, spotkania z rodziną i przyjaciółmi, a 3 stycznia zaczynamy zgrupowanie w Szklarskiej Porębie - schodzimy z wody na ląd, czekają na nas np. narty biegowe. I tak ciężka praca przez kolejne dwa miesiące.

Święta spędza pani tradycyjnie, rodzinnie?
Wraz z moimi rodzicami, bratem i babcią, więc to malutkie grono. Nie siadamy przy jakimś ogromnym stole, bardziej po prostu cieszymy się swoim towarzystwem. To taka rodzinna biesiada. Niestety rzadko się to zdarza, że możemy być wszyscy razem, głównie przez moje wyjazdy... Ale na razie, dopóki jestem jeszcze młoda, to jakoś tę rozłąkę znoszę. Mam też chłopaka w kadrze, mogę z nim spędzać czas, więc nie jest najgorzej.