Pozyskiwać drogich piłkarzy "Wdowiec" potrafi, jak mało kto. To, czy są przydatni drużynie, to już mało ważna sprawa. Wdowczyk pracował już w Widzewie - w sezonie 2001/2002. "Wyniki były takie sobie, a po jego rządach została kupa piłkarzy, z którymi nie wiadomo było co zrobić, za to trzeba im było dużo płacić" - mówi "Faktowi" były szef Widzewa Andrzej Pawelec.

W gronie przyjaciół Pawelec dużo dosadniej wyraża się o pracy trenera Wdowczyka. "Doił, wydoił i zostawił" - w ten właśnie sposób Pawelec podsumowuje pracę szkoleniowca w łódzkim klubie. Wdowczyka zatrudnił w Widzewie Andrzej Grajewski. "Na krótki okres to dobry trener" - uważa „Grajek”. "Zna swój fach, jest pracowity i potrafi pogonić piłkarzy do pracy. Utrzymał nas w ekstraklasie i... się zaczęło. Razem z debilnym prezesem Mirosławem Czesnym wysyłali ludzi po całym świecie, żeby ściągali piłkarzy! Mało który z nich nadawał się do gry" - dodaje Grajewski.

Wdowczyk dokonał szalonych transferów, po czym tuż przed rozpoczęciem rozgrywek sezonu 2002/2003 odszedł z Widzewa. "Kopacze” z gigantycznymi zarobkami pozostali w Łodzi. Na uregulowanie ich kontraktów trzeba było wydać kilkaset tysięcy dolarów" - twierdzi Pawelec. "Musiałem wyjąć z własnej kieszeni ponad milion złotych" - ocenia Grajewski.

Wdowczyk odszedł, bo w Widzew nie zainwestował - choć przymierzał się do tego - koncern ITI. Co się odwlecze, to nie uciecze... "Wdowiec" wylądował w Legii - należącej właśnie do ITI. Ocenia się, że w trakcie rządów Wdowczyka w warszawskim klubie w latach 2005-2007 ten koncern medialny wydał ponad 10 milionów złotych na transfery! Tylko połowa zakupów była udana i... po kiepskim drugim sezonie pracy w stolicy szkoleniowiec wyleciał z posady.

Jest teraz dyrektorem Livingston, a to dla niego żaden prestiż i interes, bo przecież nie przypadkiem o Szkotach mówi się, że to skąpcy. Cacek taki nie jest, Wdowczyk zwietrzył więc szansę. Tylko czy Widzew przetrzyma jego rządy?







Reklama