PZPN na prośbę trenera reprezentacji młodzieżowej Andrzeja Zamilskiego uchylił panu zakaz gry w reprezentacji.

To dobra decyzja, tak dla mnie, jak i dla kadry. Trener Zamilski jest dobrym człowiekiem i dobrym trenerem. Wie, że młodzi ludzie popełniają błędy. On chyba jako jedyny ze szkoleniowców wstawił się za mną i bronił mnie od samego początku.

Musiał pan okazać skruchę, uderzyć się w pierś, aby wrócić do kadry?

Nie, po prostu napisałem pismo do PZPN. Nie prosiłem, żeby mnie odwieszali. Gdybym teraz błagał, aby mnie odwiesili, to byłoby dziwne. Przez cały czas trzymałem się swojej wersji. Poszedłem do PZPN i powiedziałem, jak to było.

A jak było?
Dostałem powołanie na turniej do Jordanii. Nie czułem się na siłach, aby tam jechać, bo byłem zmęczony po turnieju w Izraelu. Zadzwoniłem więc do trenera Globisza. Nie odbierał. Wysłałem mu SMS. Wyszła z tego spora afera. Wsiadłem więc w pociąg w Szczecinie i pojechałem na zgrupowanie do Warszawy, ale bez sprzętu, bez niczego. Chciałem po prostu porozmawiać z trenerem. Pan Globisz zrobił z tego dużo szumu. Potem dziennikarze pisali, że odmówiłem wyjazdu na mistrzostwa świata do lat 20. A ja do Kanady chciałem jechać. Poprosiłem tylko o zwolnienie z turnieju w Jordanii. Trener Globisz powiedział mi, że ciężko będzie z moim wyjazdem do Kanady, bo jeszcze nie widział, jak gram w tej reprezentacji. Chciał mnie więc sprawdzić w Jordanii…

Ma pan żal do Globisza?

Nie mam żalu do nikogo. A jestem wdzięczny trenerowi Janowi Urbanowi, bo pozwala mi coraz częściej grać i mogłem wszystkim pokazać, że moja kariera rozwija się w dobrym kierunku. Żal mogę mieć co najwyżej do siebie. Ale nie chcę już o tym rozmawiać.

Dobrze panu w Legii?

Tutaj ludzie krzątają się wokół piłkarzy. Gdy tylko czegoś potrzebujesz, prosisz odpowiednią osobę i zaraz otrzymujesz pomoc. Tego brakowało w Pogoni. Poza tym już nie muszę jeździć po Gutowach i Pogorzelicach. Brakowało mi tej stabilności, własnego kąta. Chcę się nauczyć samotności i samodzielności. Nie wydaję pieniędzy na taksówki, tylko jeżdżę autobusem. Uczę się ulic w tym ślicznym mieście.

Były trener Pogoni Mariusz Kuras powiedział kiedyś w jednej z gazet, że stara się pan tylko wtedy, gdy się na pana patrzy. Zmienił się pan?
Rozmawiałem z panem Kurasem. Zarzekał się, że niczego takiego nie powiedział. Ja po prostu jestem młodym człowiekiem, a każdy młody człowiek ma jakieś słabości, czyhają na niego różne pokusy. Tak było w Szczecinie. Kiedy przyjechałem do Legii, ludzie mówili, że Grosicki będzie problemowy, ale z tego, co wiem, wszyscy tutaj są zadowoleni z mojego transferu. Dużo ludzi mi mówi, że muszę to wykorzystać, bo złapałem Pana Boga za nogi.

Jak panu to wychodzi?

Gdy przychodziłem do Legii, to myślałem sobie, że albo pójdę prosto, dobrą drogą, albo z niej zboczę. Na razie idę prosto. Kiedyś bardzo ważne były dla mnie dyskoteki, hazard. Poczułem się ważny, bo inni nie mieli tyle pieniędzy, co ja. Ale zmieniłem się. Piwa nie piję, chociaż czasami po wygranym meczu wypiję drinka. To żaden grzech. Nie można jednak przesadzać. Kiedyś po każdym meczu bawiłem się ostro. Teraz już tego nie robię. Wybawiłem się już chyba za kilka lat.

Były prezes Pogoni Szczecin Kazimierz Ćwikła powiedział, że pieniądze bardzo pana zmieniły - żel, tatuaże, dyskoteki…
Wie pan, ja jestem takim człowiekiem, że jak tylko mam wobec kogoś jakieś wątpliwości, to dzwonię do niego i pytam, o co mu chodzi. Ja nie boję się mówić prawdy. Tak mnie nauczono. Prezes dawał sobie rękę uciąć, że niczego takiego nie powiedział. A co do żelu i tatuaży… Komu to przeszkadza? Jak ktoś gra dobrze, może mieć fryzurę jaką chce, jak choćby Cisse. Niech niektórzy zamiast ciągle mnie oceniać, zajmą się sobą. Wszystko jest dla ludzi. Lubię robić to, co jest zakazane. To znaczy lubiłem takie rzeczy. Teraz inaczej na to patrzę. Kiedyś jak tylko zobaczono mnie w dyskotece z colą w ręku, to robiono wielką aferę. Przypięto mi łatkę rozrywkowego piłkarza. Niektórzy po prostu mi zazdrościli. W Szczecinie jest dużo chłopaków, którzy mnie znają. Podchodzą, poklepują po plecach, mówią: „Groszek, jest super, fajnie” i takie tam. A jak przychodzi co do czego, to mnie obgadują. Zmieniłem swoje nastawienie do ludzi. Teraz podchodzę do każdego z dystansem.

Dużo pieniędzy pan stracił przez hazard?
Bardzo dużo. Będę musiał długo odkładać pieniądze, aby odzyskać to, co przepuściłem. Miałem długi u lichwiarzy, u ludzi, którzy są w Szczecinie bardzo dobrze ustawieni. Miałem problemy, których nikomu nie życzę. Dopiero niedawno wyszedłem na prostą. Marzę, aby kupić sobie mieszkanie. Muszę wziąć kredyt…

Ma pan zdolność kredytową?
Mam bardzo dużą zdolność kredytową (śmiech).

Gdyby mógł pan cofnąć czas, to zmieniłby pan coś?
Nie. Wiadomo, że w pewnym momencie przesadziłem z hazardem, ale i tak z tego wyszedłem. Czasami z mamą żartujemy - choć to nie jest śmieszne - ile to ja mógłbym już mieć, gdyby nie hazard, a czego przez to nie mam. Razem z rodzicami jesteśmy szczęśliwi, że moje problemy skończyły się, gdy miałem 18 lat, a nie 28. Nie wiem, czy inni rodzice byliby w stanie ofiarować tyle pomocy i dobrej woli dziecku, co moi. Gdyby nie oni, pewnie nie byłoby tak różowo. Chcę im pomóc z całego serca. Moja wypłata automatycznie wpływa na konto mamy. Ona wie, że jestem szalony chłopak. Kocha mnie nad życie, bo niejeden ojciec, czy niejedna matka zwariowaliby, gdyby mieli takie problemy z 16-latkiem. Ale oni wiedzieli, że to jest młodość, a ona ma swoje prawa. W pewnym momencie ta szalona młodość się kończy. I się skończyła. Nikomu do kieszeni nie zaglądam. Mam swoje pieniądze.

Co ze szkołą?

Będę chciał ją jakoś ukończyć, ale nie wszystko na raz. Imprezy skończone, hazard skończony, chcę powoli się odbudować. Na razie biorę prywatne lekcje angielskiego. Na temat szkoły mam swoje zdanie. Nie lubiłem chodzić do szkoły, więc nie chodziłem. Zaciągała mnie do niej mama, zaciągał trenera, ale powiedziałem, że nie będę chodził i już. To, co mam skończyć, na pewno skończę. Na razie stawiam na piłkę. To ona daje mi na chleb.

Jest coś poza piłką?

Muzyka! Uwielbiam słuchać muzyki. Techno, house, Modern Talking… Lubię też polskie kawałki. Boysi, coś w stylu „straciłaś cnotę” (śmiech). Kiedyś był taniec. Jak miałem 8 lat, mama zaprowadziła mnie na kurs tańca. Wygrałem parę turniejów. Poprawiłem dzięki temu koordynację, ale na szczęście tata wziął mnie na trening piłki nożnej…

I skończyło się happy endem?

Niech pan sam spojrzy. Jestem czysty. Ciężko pracuję na treningach, dojrzałem. To moje pięć minut. Wkrótce zdobędę mistrzostwo Polski. Potem może wyjadę. Chiałbym do Francji, albo Holandii. Muszę tylko pielęgnować swój talent.
































Reklama