Wydaje się, że jest pan bliżej podstawowej jedenastki niż kiedykolwiek. Jest pan w dobrej formie, jako jedyny z napastników strzela bramki w lidze...
Kiedyś też przyjechałem na kadrę, jako zawodnik, który strzelił 16 goli w lidze portugalskiej i miałem pojechać na mistrzostwa świata, a tymczasem pojechali tacy, co w sezonie zdobyli 5 czy 7 bramek. Cóż, bywa i tak... Wszystko zależy od trenera i jego pomysłu na grę. Teraz jednak ciężko wejść do elity i do składu, zmian nie jest za dużo. Także dlatego, że prowadzimy w grupie. Nie ma więc sensu myśleć o sobie, jest super.

Byłoby dla pana jeszcze lepiej, gdyby wreszcie strzelił pan gola. Ostatnio brakowało panu odrobiny szczęścia. Jak choćby w Finlandii, gdy trafił pan w słupek.

Jeśli dostanę więcej czasu od trenera, to szanse, że strzelę w sobotę bramkę są spore.

Ile panu potrzeba?

Przynajmniej pół godziny. Gdybym dostał choć tyle, mógłbym coś ustrzelić.

Łatwo się będzie zmobilizować na ten mecz?
Przeciwko Portugalii nikt nikogo nie musi mobilizować, a tutaj może być to małym problemem. Wiemy jednak, o co gramy i na pewno popracujemy nad własną mentalnością.

Nad stroną fizyczną nie musi pan pracować. Wygląda pan na bardzo mocnego.

Siłowo zawsze dobrze wyglądałem dobrze, bo już jako junior biegałem dużo po górach i przerzucałem sporo ciężarów. Teraz w piłkarskim świecie siła jest punktem wyjścia. Za nią są umiejętności indywidualne, ale przygotowanie atletyczne to podstawa. Mnie to zresztą cieszy, bo siłowni nie unikam. W Anglii jesteśmy na niej dwa razy w tygodniu.

Na stadionie Legii zdobył pan swoje pierwsze bramki w reprezentacji. Będą kolejne w sobotę?
Bardzo na to liczę, choć czeka nas ciężki mecz z ostro grającym rywalem. Poprzednio pognębiłem Azerbejdżan, może teraz pognębię Kazachstan.

Już wiecie, jaka będzie taktyka na ten mecz?

Szczegółowo jeszcze nie. Ale wiadomo, że inaczej gra się przeciwko Portugalii, a inaczej przeciwko Kazachstanowi. Na pewno będziemy ustawieni bardziej ofensywnie. Bo przecież w Lizbonie Portugalia musiała wygrać, a teraz musimy my.















Reklama