"Belgia to taka drużyna, która ma dobrych piłkarzy w silnych ligach, ale potem ci ludzie przyjeżdżają na kadrę i remisują z Kazachstanem, bo nie tworzą zespołu. A my, Polacy, ostatnio wyleczyliśmy się z kompleksów. Gdy bierzemy skład rywali i patrzymy na kluby - PSV Eindhoven, HSV Hamburg - to już nie robi to na nas wrażenia. Mamy więcej atutów. W meczu z Belgią będziemy faworytem i oni o tym doskonale wiedzą" - mówi Marcin.

Żewłakow, były reprezentant Polski i napastnik belgijskiego KAA Gent.Niewielki segment na spokojnym francuskim osiedlu, tuż za granicą z Belgią. W telewizji
leci „Klan”. Marcin upomina dzieci, które bawią się przy stole: "Mówcie po polsku. W przedszkolu francuski, w domu polski!"

"Jest pan fanem telenowel?" - pytamy."Wy się nie śmiejcie. Jeśli ktoś ma to w ojczyźnie na co dzień, to go nudzi, wiadomo. A dla nas to jedyna szansa na utrzymanie kontaktu z polską obyczajowością - tłumaczy Żewłakow. Kiedyś miał częstsze powody, żeby odwiedzać Polskę. Były powołania do kadry Jerzego Engela. Regularne występy w reprezentacji i ten piękny, niezapmniany moment: Marcin strzela gola Norwegii. Stadion Śląski szaleje. Polska po szesnastu latach w finałach mundialu!




Reklama


"Ale to już było. Każdy ma jakąś ścieżkę kariery, moja poszła tak, a nie inaczej. Chłopcy mogą teraz zrobić coś, co jeszcze nigdy się nie udało - awansować do finałów mistrzostw Europy. My graliśmy o mundial, na który polskie społeczeństwo czekało bardzo długo. To też było niesamowite" - Marcin porównuje sytuację z czasów Engela, do tej, w której kadra znajduje się obecnie i wspomina ostatnią przygodę z reprezentacją: " Dostałem szansę powrotu do kadry Pawła Janasa. 45 minut towarzyskiego meczu z Grekami i koniec. Nie przekonałem selekcjonera. Grając w klubach, które nie są renomowane, trudno było tego dokonać. Brakuje mi tamtej atmosfery, reprezentacja to było takie lekarstwo na niepowodzenia w klubie, nobilitacja. Kiedy regularnie strzelałem bramki w klubie, czułem, że wszystko mogę" - wspomina piłkarz.

"Siłą reprezentacji, która jak burza przeszła eliminacje do mistrzostw świata w 2002 roku, byli piłkarze z klubów zagranicznych. No i niesamowity Emmanuel Olisadebe. Dziś jest inaczej. Nie ma różnicy między zawodnikiem krajowym, a tym, który występuje za granicą. Kielce, Zabrze, Lubin - każdy może dostać powołanie od selekcjonera" - mówi Żewłakow. "To jest podstawowa różnica między naszą reprezentacją, a tą obecną. Piłkarz ligowy nie musi być gorszy. Trener lubi sobie wyszukać zawodnika, który pasuje mu do koncepcji. Zresztą, jest na to proste wytłumaczenie: polski piłkarz jest dla Beenhakkera graczem zagranicznym, bo on sam jest Holendrem" - śmieje się Marcin.

Jego zdaniem drugi Olisadebe nie jest potrzebny kadrze. "Po co? Jest Smolarek, Krzynówek utrzymuje genialną formę, strzela Lewandowski. To pierwszy atut naszej reprezentacji. I jeszcze coś, czego brakowało przed laty, a co miała także kadra Engela. Wpadki z Albanią, czy Cyprem. To się nie powtarza. Teraz wyrywamy
punkty słabeuszom. Pewien trener powiedział mi kiedyś, że mecz na wysokim poziomie to tylko 10-15 minut, kiedy jedna drużyna pęka. Tak gra Polska. Uderza, jak walec - podkreśla napastnik Gent.

Zdaniem Marcina jest jeszcze coś bardzo dobrego w drużynie Leo Beenhakkera. "Piłkarze mają już poczucie własnej wartości. Dlaczego inne ligi są lepsze? Bo jest tam tradycja, bo są wyniki. Bo jest postrzeganie drużyny w świecie - takie, a nie inne. Hiszpanie, Włosi, Francuzi - raz grają lepiej, raz gorzej, ale coś znaczą, bez względu na wszystko. Jak się kogoś boisz, to możesz sto razy powiedziec, że się go nie boisz ale i tak będziesz się bał. Po dwóch mundialach zmieniło się postrzeganie. Szkoda tylko, że byliśmy mistrzami eliminacji, a potem czegoś zabrakło. Chyba doświadczenia. Cóż, do trzech razy sztuka" - analizuje.

Mecz z Belgią będzie najważniejszym testem drużyny Beenhakkera. Żewłakow nie widzi innej możliwości niż zwycięstwo Polaków. "Belgowie zaliczyli falstart, zaczęli eliminacje fatalnie i skończą poniżej oczekiwań. W pewnym momencie od kadry odwrócili się kibice, nikt nie chciał tego oglądać. Podczas pierwszego meczu z Belgią, byłem w studiu telewizyjnym. Komentatorzy i selekcjoner, który potem przyszedł, byli podłamani. Ja oczywiście się cieszyłem, bo Polska zdominowała
rywali.










Ale nie byłem zaskoczony grą biało-czerwonych. Belgowie przestraszyli się Polaków. Kadra wypracowała sobie to meczem z Portugalią i potwierdziła w Brukseli. Przyjechali, skasowali i wyjechali. 17 listopada też będę ściskał kciuki za Polskę, ale nie przyjadę do Chorzowa. Obejrzę mecz w telewizji. Zobaczę, jak zaprezentuje się brat. Michałowi pomogło przejście do dobrego klubu i regularna gra, występy w Lidze Mistrzów. Dostał szansę i ją wykorzystał. Leo Beenhakker odmienił nawet Michała. Brat nabrał doświadczenia, dojrzał piłkarsko. Jestem z niego naprawdę dumny" - kończy Marcin.