Działacze Zachodniopomorskiego ZPN zarzucają swojemu szefowi, wiceprezesowi PZPN Janowi Bednarkowi, nepotyzm i sfałszowanie wyborów. Przyjrzy się pan tej sprawie?
Mirosław Drzewiecki, minister sportu: Żeby wypowiedzieć się na temat nepotyzmu, musiałbym dokładnie zbadać kwestię zasygnalizowaną w waszym artykule. Na pewno go przeanalizuję. Jeśli chodzi o sfałszowane wybory, to znam sprawę, ale ze wszystkimi komentarzami i decyzjami wstrzymuję się do momentu ogłoszenia wyroku przez sąd w Szczecinie.

Reklama

Działacze PZPN podczas zebrania zarządu oszczędzili Leo Beenhakkera. Zdaniem wtajemniczonych jest to głównie pańska zasługa i pańskiego wpływu na Grzegorza Latę.
To prawda, że z prezesem Latą dogadujemy się doskonale w każdej sprawie. Także jeśli chodzi o Beenhakkera. Kiedy Lato został prezesem PZPN, powiedziałem mu: był pan wybitnym piłkarzem, chciałbym, żeby był pan też wybitnym prezesem. Na razie nasza współpraca układa się dobrze. Pan Lato robi wszystko to, o co proszę. Dzięki mnie ma inne zdanie na temat Beenhakkera niż jego koledzy z zarządu. Cieszę się, że Lato zrozumiał, że warto być niezależnym.

>>>Podejrzane interesy wiceprezesa PZPN

Jak długo Leo powinien jeszcze prowadzić naszą kadrę? Do końca eliminacji, czy może dłużej?
Chciałbym, żebyśmy awansowali do finałów mistrzostw świata w RPA, a potem obie strony powinny się rozejść. Między działaczami a Leo sprawy zaszły już zdecydowanie za daleko. I są to relacje tak chore, że chyba nic więcej już z tej współpracy nie wyjdzie. Inna sprawa, że PZPN nie potrafił stworzyć odpowiednich warunków do pracy selekcjonerowi obcokrajowcowi. Nie umieli stworzyć wokół Leo odpowiedniego klimatu. Ale to jest nasz polski problem także w innych dziedzinach społecznych. Mamy mnóstwo dobrych cech, najlepszą na świecie kiełbasę, ale nie mamy patentu na mądrość i powinniśmy korzystać, kiedy jakiś obcokrajowiec chce się z nami nią podzielić. Szczególnie, że chodzi o człowieka z takimi osiągnięciami jak Beenhakker. Była szansa czegoś się od niego nauczyć, ale ją zaprzepaściliśmy. Zabrakło wspólnego języka, komunikacji i dobrych chęci.

Reklama

No dobrze, ale dużą część winy za taki stan rzeczy ponosi sam Leo. Holender ostentacyjnie lekceważy PZPN, prowokuje konflikty np. poprzez podjęcie pracy w Feyenoordzie Rotterdam.
To normalne, że kiedy rodzi się konflikt, to druga strona z całych sił dąży do rewanżu. Leo odgrywa się przeciwnikom, gra im na nosie. To wszystko owoc tej wojny.