"Borubar" poskarżył się na rodzinę w wywiadzie udzielonym na łamach "Rzeczpospolitej".

"Na moją formę w meczu w Belfaście czy wcześniej w Bratysławie wpłynęła sytuacja osobista. Szantażowanie, granie na uczuciach. Chociażby takich jak wiadomość od żony, że nie zobaczę więcej swojego syna. Ona wychodzi z założenia, że jest poszkodowana, i jej jedynym zajęciem jest zepsucie mi życia. Skończyła psychologię i wie, w jaką uderzyć strunę, by nagle wszystko przestało mieć sens. Chociaż gdyby była prawdziwym psychologiem, na pewno wiedziałaby, że nie może tak się zachowywać, bo niszczy w ten sposób także nasze dziecko" - opowiada Boruc.

Reklama

W mediach długo przewijała się sprawa rozwodu bramkarza. Jednak jak się okazuje piłkarz nadal go nie dostał. "Nie jestem jeszcze rozwiedziony. Tak samo, jak nieprawdą jest, że to ja ją zostawiłem, bo zakochałem się w innej kobiecie. Kasia wyprowadziła się pierwsza, przed mistrzostwami Europy, powiedziała, że ma dość takiego życia. Zresztą rozstawaliśmy się już dwa razy wcześniej. Na Euro było jeszcze kulturalnie, rozmawialiśmy przez telefon, uzgadnialiśmy szczegóły rozstania. Później urodził się Alex. Beenhakker dał mi dzień wolny, żebym mógł go zobaczyć. W szpitalu rozpłakałem się ze szczęścia, myślałem, że będę mógł się z nim normalnie widywać. Podzieliliśmy majątek, dałem żonie naprawdę dużo, choćby pięć mieszkań w Warszawie. Obiecała mi rozwód, ale później z wszystkiego się wycofała. Polskie prawo jest takie, że jeśli w rodzinie jest małe dziecko, to nie dostanie się rozwodu, gdy moja żona powie w sądzie, że mnie kocha. Nie potrafię sobie teraz ułożyć życia, wyciszyć się, tak jak chcę" - mówi "Borubar".

Nasz reprezentacyjny bramkarz skarży się, że żona i teściowa utrudniją mu kontakty z synem. "Kiedy jadę z wizytą do syna, nie mogę z nim posiedzieć sam przez dziesięć minut. Kaśka zakłada buty na obcasach tylko po to, by Alex cały czas patrzył na nią, kiedy chodzi obok. Jak wychodzę z nim na spacer, metr za mną idzie teściowa, bo boi się, że go porwę.Cała tamta rodzina uważa, że jestem niezrównoważony psychicznie, że jestem alkoholikiem. Bez przerwy mnie prowokują. Próbowałem milczeć, kiedy słyszałem same przykrości, ale żona zawsze żyła moim życiem i tak jej zostało. Siedzi na <plotku> i czyta o mnie nowości. A kiedy krzyknąłem, bo nie wytrzymałem, w domu była radość, bo dziecko się przeze mnie rozpłakało" - opowiada golkiper Celtiku.

Reklama

Borucowi w trudnych chwilach pomaga ojciec. "Tata był w Glasgow, żeby po raz kolejny napić się ze mną piwa. Poznał moją partnerkę Sarę i bardzo ją polubił. Powiedział jasno, że to moje życie i najważniejsze, żebym był szczęśliwy. Dla Kaśki liczyła się tylko jej rodzina, nie pozwalała mi nawet dać większej kwoty własnemu ojcu, mówiąc, że coś mu jeszcze strzeli do głowy, jak zobaczy taką kasę. Sam pomoc od ojca też dostałem dopiero wtedy, gdy rozstałem się z Kasią. W życiu tylko jedno zrobiłbym inaczej. Nie ożeniłbym się. Miałem 21 lat i pstro w głowie. Później po jednym z rozstań powiedziała, że jedyne, czego żałuje, to to, że nie ma ze mną dziecka. Nie byłem pewny, że właśnie z tą kobietą chcę je mieć, tak jak nie byłem zdecydowany, że z nią chcę spędzić resztę życia. I teraz mam bałagan" - mówi Artur.