Złożył obszerne wyjaśnienia i wyszedł na wolność za poręczeniem majątkowym w wysokości 30 tysięcy złotych. Uznaliśmy, że nie ma potrzeby stosowania innych środków zapobiegawczych i nie zakazaliśmy mu opuszczania kraju - mówi "Faktowi" Robert Tomankiewicz, prokurator prowadzący postępowanie w sprawie korupcji w polskiej piłce.

Reklama

Andrzej Sz. odpowie za ustawienie spotkania Arki z Koroną Kielce w sezonie 2004/2005 (mecz sędziował zatrzymany już Robert S. z Zabrza, który przyjął za to spotkanie 7,5 tysiąca złotych od byłego prezesa gdyńskiego klubu Jacka M.) i prawdopodobnie jednego z trzech meczów Szczakowianki, których był obserwatorem. Tak się dziwnie składało, że klub z Jaworzna w każdym z tych spotkań wykonywał rzut karny. Co ciekawe, nie wiadomo czemu został delegowany na mecz do Gdyni. Z Jeleniej Góry do Trójmiasta jest blisko 500 km i PZPN nigdy nie bierze obserwatora z tak odległej miejscowości. Tym razem jednak zaufany człowiek zarządu PZPN miał wykonać ważne zadanie i tak zrobił. Teraz odpowie za to przed sądem.

Sz. to szef Dolnośląskiego Kolegium Sędziów, były obserwator i członek komisji rewizyjnej PZPN! Znajomi mówią na niego Hrabia. "Na Dolnym Śląsku rządził niepodzielnie. Obserwatorzy Pyzałka i Pasek chodzili u niego na sznurku i robili co im kazał. Trzymał też z Karolakiem z Łodzi. On mu pomagał zdawać testy sprawnościowe i zaniżał minimum biegowe podczas sprawdzianów sędziowskich. Każdy, kto biegł szybciej od "Hrabiego", zdawał egzamin" - wspomina jeden z byłych sędziów pierwszoligowych.

Ostatnio przestał być obserwatorem szczebla centralnego, bo nie zdał egzaminu teoretycznego. Andrzej Sz. to bardzo barwna postać. Z zawodu jest weterynarzem specjalizującym się w leczeniu chorób bydła. Teraz handluje krowami. Ma też inną specjalizację. Produkowany przez niego bimber jest znany w środowisku piłkarskim pod nazwą Szczełkunówka. Obserwator miał ten przepis od ojca z Litwy. Do blisko 70-procentowej gorzałki dodawał kwiatu lipy. "Woziłem ze sobą alkohol na mecze, żeby nikt do mnie nie miał pretensji, że ja cię częstuję wódką, a ty mnie kręcisz. To ja wolałem częstować" - wspominał Andrzej Sz.

Po takiej degustacji kiedyś nie wytrzymało serce jednego z arbitrów podczas egzaminów kondycyjnych! Arbiter dzień wcześniej kosztował specjału szefa dolnośląskich sędziów i nie przeżył testu Coopera.