Po takiej wypowiedzi Leo Beenhakker powinien dać sobie spokój z powoływaniem tego piłkarza. Nawet na listę rezerwowych. Takich, którzy w środku nocy przyszliby na zgrupowanie na piechotę, bo występy z orzełkiem na piersi to dla piłkarzy największy honor i wyróżnienie. Iwański do nich nie należy. Nie potrafi też zrozumieć, że selekcjoner po prostu go nie ceni. Nic dziwnego, bo nie jest żadnym wirtuozem, a raczej przeciętnym ligowcem - pisze "Fakt".

Reklama

"Ciągle jestem trzymany w niepewności, a w najmniej spodziewanym momencie dzwoni telefon i z rozmowy z osobą ze sztabu szkoleniowego dowiaduję się, że jutro mam się zameldować na zgrupowaniu" - ciągnie Iwański. Takimi opowieściami sam skreśla się z kadry. Beenhakker wiele razy podkreślał, że Iwański na razie prezentuje dobry poziom, ale tylko na miarę ekstraklasy. Kadra to kilka półek wyżej. Pokazał to mecz z Rosją, w którym Iwański zagrał jak zwykle, czyli przeciętnie. Dopiero kiedy zszedł z boiska, gra naszej reprezentacji zaczęła się kleić.

Ale Iwańskiego nie stać na odrobinę samokrytyki. "Nie jestem za słaby na grę w kadrze. Nie zgadzam się również z opinią, że dopiero po moim zejściu z boiska gra Polaków w meczu z Rosją zaczęła się układać" - twierdzi. Jemu chyba nie pasuje żadna rola. Rezerwowy? Źle! Pierwszy skład? Też kręci nosem. "Nie spodziewałem się, że zagram z Rosją od pierwszej minuty. Liczyłem na grę w mniejszym wymiarze czasy, co także zaważyło nieco na mojej postawie" - twierdzi.

To chyba pierwszy piłkarz na świecie, który woli grać krócej niż dłużej. Iwańskiemu wyraźnie nie podoba się polityka kadrowa Beenhakkera. "Nie ukrywam, że jest mi przykro i czuję żal. A to dlatego, że przecież od kilku miesięcy jestem blisko tej kadry, ocieram się o nią, dostaję czasem szansę gry, a mimo to przed ważnymi meczami pominięto mnie przy nominacjach, a uwzględniono piłkarza, który od kilku lat nie miał z kadrą kontaktu" - żali się, że Beenhakker postanowił powołać jego kolegę z Zagłębia Michała Golińskiego.

Reklama

Iwański dużo mówi, ale kiedy przyszło do walki o Ligę Mistrzów, to schował głowę w piasek. W najważniejszym dwumeczu w jego karierze zawiódł. Ale piłkarz Zagłębia nie zgadza się z opinią, że psychika jest jego słabą stroną. "Jak gram dobrze i strzelam gole, zaliczam asysty, wówczas wszystko jest ze mną w porządku. Każdy słabszy mecz powoduje, że te opinie zupełnie się zmieniają" - twierdzi. Niestety, po beznadziejnych meczach nikt nie chwali piłkarzy. I nie dają one przepustki do gry w reprezentacji Polski - pisze "Fakt".