Koźmiński uważa, że biało-czerwoni zagrali przyzwoite spotkanie, a teraz jest czas, aby przez zimowe miesiące wszystko dokładnie przeanalizować i odpowiednio przygotować się do meczów marcowych, które będą miały już konkretną stawkę, czyli awans do Euro 2020.

Reklama

Za dwa tygodnie w Dublinie poznamy rywali w naszej grupie. Udało nam się obronić rozstawienie z pierwszego koszyka i to jest nasz sukces - ocenił.

Zdaniem Koźmińskiego remis 1:1 oddaje to, co działo się we wtorek na stadionie w Guimaraes.

Żadna z drużyn nie była lepsza, nie chciała też mocniej zaryzykować, aby powalczyć o wygraną. Bramkę straciliśmy po rzucie rożnym. To był taki gol, przed którym trudno się obronić. Piłka została bardzo mocno i precyzyjnie wrzucona w pole karne, choć Mateusz Klich trochę spóźnił się z kryciem. Przegrywaliśmy, choć wcale nie byliśmy gorsi. Było kilka okazji, strzał w poprzeczkę. W drugiej połowie wywalczyliśmy rzut karny. Arek Milik wytrzymał ciśnienie, bo powtarzanie "jedenastki" nie jest proste. Bramkarz rywali ustawiał się jeszcze w cwany sposób, niesymetrycznie odsłaniając swoją lewą, ale Arek dwa razy trafił idealnie w to samo miejsce - zauważył.

Reklama

Koźmiński nie miał wątpliwości, że taki wynik był potrzebny drużynie Brzęczka przede wszystkim pod względem mentalnym.

Gdy się bez przerwy przegrywa, to traci się wiarę we własne umiejętności. Oczywiście byliśmy słabsi od Portugalczyków w pierwszym meczu w Chorzowie, ale już nie byliśmy gorsi od Włochów w Bolonii, gdzie mogliśmy nawet wygrać. Na pewno też nie byliśmy gorsi od Czechów w czwartek w Gdańsku. Piłka nożna to jest gra błędów, a nam ewidentnie szło pod górkę. Taki remis, wywalczony na trudnym terenie w Portugalii, na pewno scementuje drużynę, da jej wiarę, że wybrana droga jest dobra, choć oczywiście wymaga pewnych korekt. Nikt nie chce schodzić z boiska przegrany. To było widać po strzelonym golu przez Milika, gdy cała drużyna spontanicznie pobiegła w kierunku ławki rezerwowych i razem fetowała to trafienie. To było takie naturalne ujście emocji, które targały wcześniej piłkarzami. Oprócz tego, że wywalczyliśmy remis i dzięki temu obroniliśmy rozstawienie z pierwszego koszyka w losowaniu eliminacji Euro, ten zespół potrzebował tego małego sukcesu – podsumował.

Koźmiński podkreślił też, że reprezentacja poradziła sobie bez pauzującego z powodu kontuzji jej kapitana Roberta Lewandowskiego.

Reklama

Nie można zawsze zrzucać całej odpowiedzialności za wynik na barki Roberta. Przypominam też, że graliśmy także bez Kamila Glika i Macieja Rybusa, ale drużyna uniosła ciężar oczekiwań. Przerwała serię porażek i splotów nieszczęśliwych okoliczności. Z drugiej strony wcześniej nie było aż tak źle. Dlatego nie popadaliśmy w jakiś wielki pesymizm, ale teraz też nie jesteśmy w jakiś super optymistycznych nastrojach, bo wczoraj nic wielkiego się nie wydarzyło. Zaświeciło nam małe światełko, ale nie w tunelu, bo tam jeszcze nie trafiliśmy - zobrazował sytuację Koźmiński.

Wiceprezes PZPN odniósł się także do sukcesu reprezentacji U21, która w drugim barażowym meczu o awans do mistrzostw Europy pokonała 3:1 Portugalię i zapewniła sobie udział w finałowym turnieju we Włoszech oraz przedłużyła szanse na wywalczenie kwalifikacji do igrzysk olimpijskich w 2020 roku. Poprzednio polska młodzieżówka awans do finałowego turnieju ME wywalczyła w 1994 roku, gdyż w poprzedniej edycji biało-czerwoni zagrali tam bez eliminacji, jako gospodarz.

To już świadczy o skali tego osiągnięcia. Drużynie i trenerowi Czesławowi Michniewiczowi należą się słowa uznania, bo zrobili to w sposób mądry, skuteczny i przekonywujący. Wygrać w takich rozmiarach na wyjeździe z Portugalią to nie jest przypadek. Pamiętajmy, że to wszystko rodziło się w bólach. Te dwa remisy z Wyspami Owczymi gdzieś tam tkwiły z tyłu głowy zawodników, ale ta drużyna rosła, grała coraz lepiej i jest w finałowym turnieju. Teraz mamy kilka miesięcy, aby do występu tam się przygotować – zapowiedział Koźmiński.