Rozpieszczeni przez swoich piłkarzy portugalscy kibice (czwarte miejsce na świecie, drugie w Europie) nie przywykli do porażek na etapie eliminacji, a ambitnie walczący Polacy potrafili z nimi wygrać. „Tylko oni potrafili nas pokonać” - przypomina sportowy dziennik „O Jogo”, określając tamto spotkanie słowem „banho” - prysznic.

Ogromne nadzieje w Lizbonie wiąże się z powrotem do drużyny niepowoływanego do kadry od ponad roku Maniche. Środkowy pomocnik Atletico Madryt, z którym przeprosił się Scolari, ma wnieść do drużyny niezbędny spokój i pewność, że linia środkowa Portugalczyków nie będzie tak łatwo przełamywana jak podczas meczu w Polsce. Niemal na sto procent skład drużyny Scolariego będzie taki: Ricardo - Miguel, Meira, Andrade, Ferreira - Deco, Petit, Maniche - Ronaldo, Nuno Gomes, Simao Sabrosa.

Dziennik „Record” publikuje zdjęcia z meczu w Chorzowie, na których Jakub Błaszczykowski ogrywa Nuno Valente. Znamienny jest podpis: „Tym razem nie będzie Valente, Carvalho i Ricardo Rochy, a zatem Polakom nie pójdzie tak łatwo”. W Lizbonie wszyscy liczą, że wreszcie przebudzi się grający u siebie w domu - Nuno Gomes. Napastnik Portugalczyków rozegrał w kadrze 64 mecze, w sobotnim spotkaniu pobije zatem rekord liczby występów swojego idola i najlepszego piłkarza w historii Portugalii - Eusebio. Gra jednak o rok krócej w kadrze niż Eusebio - 11 lat i strzelił znacznie mniej goli - 27 przy 41 Eusebio.

Włodzimierz Smolarek, który dał imię swojemu synowi na cześć Eusebio, przyznaje, że cała Polska liczy na Euzebiusza po tym, jak strzelił dwa gole w pierwszym meczu z Portugalią. "Możemy być pewni, że od pierwszych minut zacznie się nawałnica na naszą bramkę. To jednak ma też dobre strony. Możemy kontratakować, bo mamy idealnych zawodników do takiej gry. Choćby mojego syna. Rozmawiam z nim bardzo często i wiem, że rola wolnego elektrona krążącego za napastnikami jest dla niego idealna. Wyciągnąłby portugalską defensywę, a napastnicy mieliby więcej miejsca" - mówi DZIENNIKOWI Włodzimierz Smolarek, który sam też kiedys strzelił ważnego gola Portugalczykom. Podczas mundialu w 1986 roku dzięki jego bramce pokonaliśmy Portugalię 1:0 i wyszliśmy z grupy. W sumie spotykaliśmy się dotąd ośmiokrotnie. Cztery razy wygrywali Portugalczycy, raz był remis.

Nastroje w naszej drużynie są nad wyraz bojowe. "Nie przyjechaliśmy tu grać o remis. Walczymy o trzy punkty" - zapowiada Marek Saganowski. "Jesteśmy liderem grupy i to bardzo złości Portugalczyków. Nie znamy jeszcze szczegółów taktycznych, ale te przedstawi nam selekcjoner dokładnie 48 godzin przed pierwszym gwizdkiem. W Lizbonie musimy zagrać jeszcze lepiej niż w Chorzowie. Będziemy musieli ustawić się nietypowo w defensywie, czyli bronić się już na połowie rywali. Jeśli damy się zamknąć we własnym polu karnym, to może zrobić się dramatycznie. A gola naprawdę można im strzelić, bo defensywa to najsłabsza ich formacja" - dodaje Saganowski, który jako zawodnik Vitorii Guimaraes strzelał już gole drużynie z Estadio da Luz (Benfice), ale nie w stolicy Portugalii.

"Bramka na da Luz to moje marzenie" - przyznaje Saganowski. Sobotni mecz cieszy sie w Lizbonie znacznie większym zainteresowaniem niż ten w następną środę z Serbią. Na spotkanie z Polakami sprzedano 50 tysięcy biletów (zostało jeszcze 15 tysięcy) podczas gdy na Serbię jedynie 15 tysięcy.









Reklama