22 czerwca 1983 roku w rozegranym w Piotrkowie Trybunalskim finale krajowego pucharu przystępująca do tych rozgrywek jako trzecioligowiec Lechia Gdańsk pokonała 2:1 drugoligowego Piasta Gliwice, a to oznaczało, że będzie reprezentowała Polskę w Pucharze Zdobywców Pucharów.

Reklama

W drodze po to trofeum gdańszczanie okazali się w sumie lepsi od siedmiu rywali, w tym czterech z ekstraklasy. Na rozkładzie mieli uznane krajowe firmy, jak chociażby ówczesnego mistrza i wicemistrza Polski, czyli odpowiednio Widzew Łódź i Śląsk Wrocław.

Absolutnie nie powiem po latach, że przystępując do tych rozgrywek widzieliśmy się w finale. To byłoby szaleństwo z naszej strony, bo przecież po spadku do trzeciej ligi drużyna była budowana w oparciu o wychowanków. Było ich 80 procent, a gros nie miało 20 lat. Poza tym zespół powierzono dwóm trenerskim żółtodziobom, którzy mieli z kolei niewiele więcej niż 30 lat i dopiero raczkowali w zawodzie, czyli Józkowi Gładyszowi i mnie” – dodał.

Reklama

Jastrzębowski nie ukrywa, że Lechia grała od meczu do meczu i cieszyła się z każdego kolejnego pucharowego zwycięstwa.

Wyeliminowaliśmy Widzew, który wcześniej okazał się lepszy od słynnego Liverpoolu, ale najtrudniejsze było jednak rozegrane pod koniec listopada spotkanie ze Śląskiem. Byliśmy bowiem dwa tygodnie po zakończeniu rundy jesiennej trzeciej ligi i jakoś musieliśmy utrzymać formę. W dodatku mogliśmy trenować tylko na bocznym boisku, które w trakcie spotkań wykorzystywane było jako parking dla samochodów. Triumfowaliśmy po dogrywce 3:0" – przypomniał.

Za zdobycie Pucharu Polski zawodnicy dostali trochę gotówki i pamiątkowy kryształ, mogli spędzić z rodzinami tygodniowe wczasy na Węgrzech nad Balatonem, a także poza kolejnością wykupić mieszkanie. Zostali również uhonorowani odznakami „Za zasługi dla Gdańska”, a po meczach z Juventusem otrzymali odznaki „Zasłużony dla Budownictwa i Przemysłu Materiałów Budowlanych”.

Reklama

W sezonie, w którym biało-zieloni wywalczyli krajowych puchar, wcześniej rywalizowali na boiskach trzeciej ligi i jeździli do takich miejscowości jak Świecie, Słupsk, Tczew, Szczecinek, Gronowo Elbląskie, Piła i Rogoźno. A teraz przyszło im zmierzyć się z najlepszą być może wówczas drużyną świata, czyli Juventusem Turyn.

W ekipie „Starej Damy” było pięciu mistrzów świata, obrońcy Claudio Gentile, Gaetano Scirea i Antonio Cabrini, pomocnik Marco Tardelli oraz napastnik, notabene król strzelców Mundialu z Hiszpanii z 1982 roku, Paolo Rossi, dwaj znakomici obcokrajowcy Michel Platini i Zbigniew Boniek, a także najlepszy w historii reprezentant San Marino Massimo Bonini.

O tym, że trafiliśmy na Juventus dowiedzieliśmy się właśnie podczas wypoczynku na Węgrzech. Zawodnicy byli na degustacji lokalnego wina, a ja z dyrektorami Jurkiem Klockowskim i Zbyszkiem Golemskim słuchaliśmy w radiu wiadomości z Polski. Pierwsze wrażenie było takie, że +przysiedliśmy+, ale za chwilę ucieszyliśmy się. Zawsze podkreślam, że gra z +Juve+ była dla nas nagrodą za to, że taki zespół jak Lechia, trzecioligowy Kopciuszek, wywalczył Puchar Polski. Nie miało znaczenia, kogo wylosowalibyśmy w pierwszej rundzie, bo z żadnym rywalem, także z bloku wschodniego, nie mielibyśmy szans. W tych państwach krajowego pucharu nie zdobywała drużyna z przypadku” – zauważył.

14 września 1983 roku w pierwszym spotkaniu lechiści przegrali na wyjeździe z Juventusem 0:7, natomiast dwa tygodnie później na nabitym do granic wytrzymałości własnym stadionie ulegli 2:3. Co prawda po bramkach Marka Kowalczyka i Jerzego Kruszczyńskiego z rzutu karnego gospodarze sensacyjnie prowadzili w 63. minucie 2:1, ale gole Roberto Tavoli i Bońka (wcześnie do siatki trafił Beniamino Vignola) zapewniły rywalom triumf 3:2.

Wychowanek Lechii, a także były piłkarzy Zawiszy Bydgoszcz, w którym miał okazję występować właśnie z Bońkiem, podkreśla, że z rywalizacją z Juventusem wiążą się nie tylko niesamowite sportowe przeżycia, ale także inne wspaniałe wspomnienia.

Przez tydzień przebywaliśmy we Włoszech i nie wiem jak to Johny River Strzelecki zorganizował, ale zostaliśmy przyjęci na prywatnej audiencji w Castel Gandolfo przez papieża. Od Jana Pawła II dostaliśmy różańce, zrobiliśmy sobie także wspólne pamiątkowe zdjęcie. Niezwykle pozytywnie zaskoczyli nas również kibice. Po spotkaniu w Turynie wylądowaliśmy w Gdańsku w środku nocy, a na lotnisku czekało mnóstwo fanów. I nie mieli pretensji, że przegraliśmy 0:7, tylko gratulowali nam dobrej postawy i utrzymywali, że nie przynieśliśmy wstydu. To też było niezwykłe” – wspomniał.

Po 36 latach gdańszczanie ponownie rywalizują w europejskich pucharach. W czwartek o 19 w pierwszym spotkaniu 2. rundy eliminacyjnej Ligi Europy podejmą Broendby Kopenhaga. „Mam nadzieje, że Lechia pokona tę przeszkodę i awansuje co najmniej do fazy grupowej” – podsumował Jastrzębowski.