Idea jest genialna w swojej prostocie. Młodzi, prężni menedżerowie zluzowaliby skostniałych, nie mających pomysłu ludzi, którzy od lat nie przeprowadzili ani jednej godnej uwagi reformy. Szefem organizacji mógłby zostać Roman Kosecki. Jego zastępcami - inteligentni i otwarci na świat ludzie związani ze sportem, tacy jak Piotr Świerczewski (reprezentowałby interesy piłkarzy) czy Mariusz Śrutwa (grał w ekstraklasie 11 lat, zna się na piłce i na biznesie, bo równolegle prowadził szereg interesów). Stowarzyszenie wzorowałoby się na zachodnich związkach. Przejrzysty statut napisany ludzkim a nie urzędowym językiem, jawne zebrania zarządu, otwarta postawa wobec mediów, szeroko rozwinięta praca z młodzieżą - tak wyglądałby związek pod rządami "młodych". A więc o 180 stopni inaczej niż obecnie...

Autorytety polskiej piłki jeden przez drugiego popierają tę ideę. "Jestem pewien, że Romek ze swoimi ludźmi zrobią więcej niż obecny zarząd. Trzeba nam świeżej krwi" - uważa były piłkarz m.in FC Porto Grzegorz Mielcarski. "Potrzebni są nowi ludzie w związku. Najlepiej byli piłkarze, którzy mają kontakty za granicą" - dodaje Jan Furtok. "Wielu moich kolegów z niemieckich boisk dziś zasiada w tamtejszej federacji i porządkuje w niej wiele spraw. Idźmy tą samą drogą!" - apeluje były wicekról strzelców Bundesligi.

"W PZPN pracuje prawie czterysta osób, czyli prawie tyle, co w sejmie. To nienormalne! Minusów w tej organizacji jest jeszcze więcej. Mam kilka pomysłów, jak ją uzdrowić" - deklaruje Kosecki. A Świerczewski dodaje: "Czas przejąć rządy! Piłkarzy spycha się u nas na margines, inaczej niż działaczy. Ci mają mnóstwo bezsensownych komisji, na przykład tę od orderów i wyróżnień. Decydują też, wraz z sędziami, o wyborze władz podczas którego zawodnicy mają tylko jeden głos. Przepraszam, gdzie tu sens?"

"Na co dzień nie czytam "Faktu", tylko DZIENNIK. Ale i tak uważam, że temu pomysłowi można przyklasnąć. Im więcej stowarzyszeń, które zajmują się polską piłką nożną, tym lepiej dla jej rozwoju!" - mówi nam... prezes PZPN Michał Listkiewicz. Zdziwieni tą wypowiedzią, ripostujemy: "Ale przecież Polskie Stowarzyszenie Futbolu miałoby zastąpić PZPN, którego jest pan prezesem...". Były sędzia międzynarodowy słysząc te słowa zachowuje olimpijski spokój. "Nie można tego zrobić, bo nigdy w życiu nie zgodzi się na to FIFA. Związek jest jej członkiem od 1919 roku i nadal pozostanie. Szanse na to, że się to zmieni, wynoszą zero procent. Zero!" - tłumaczy. Czy aby na pewno? Przecież gdyby przeciw PZPN zgromadzili się wszyscy razem, a więc sponsorzy, kibice, piłkarze, a także media, związek musiałby w końcu ustąpić!

Słyszący ten argument Listkiewicz tylko się uśmiecha i wygłasza krótki monolog: "PZPN nie da się wyprzeć, można za to wykasować pracujących w nim ludzi. Żeby to zrobić, trzeba pójść jedną, sprawdzoną drogą: wygrywając wybory. Jeśli Romek Kosecki i jego przyjaciele mają masę pomysłów nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć im powodzenia w przyszłorocznej walce o stołki. Jeżeli jednak za ich słowami nie kryje się konkretny plan, doradzam im, by założyli stowarzyszenie i spokojnie sobie tam pracowali. Niech organizują, wzorem PZPN, młodzieżowe turnieje i niech pomagają tak, jak my dzieciom z domów dziecka. Mogliby też zabrać się za promowanie Euro 2012. W tej chwili brakuje nam ambasadorów z nazwiskami, którzy by propagowali turniej w Polsce. Jak Roman zechce, mogę mu w przyszłości w tym wszystkim pomóc. Kiedy on był piłkarzem a ja sędzią nie było między nami żadnych zgrzytów, teraz może być podobnie. Kosa to fajny facet. Ja też jestem miłym człowiekiem, więc myślę, że się dogadamy...".







Reklama