"Chwała trenerowi za to, że udało mu się stworzyć dobry zespół z piłkarzy, którzy mają kłopoty z regularnymi występami w swoich klubach. Kilka dni zgrupowania wystarczało mu, aby z zawodników przyjeżdżających na kadrę w różnym stanie fizycznym i psychicznym stworzyć drużynę skutecznie walczącą nawet z teoretycznie lepszymi rywalami. Przekonał nas, że wiele potrafimy, i sprawił, że dla reprezentacji, dla orzełka, dawaliśmy z siebie nieraz więcej, niż mogliśmy" - podkreśla piłkarz niemieckiego VfL Wolfsburg.
Krzynówek zdaje sobie sprawę, że mimo zwycięstwa reprezentacja Polski zagrała z Belgami słabo. "Graliśmy nie tak, jak zakładał trener i wspólnie ustaliliśmy przed meczem. Dlatego długo mieliśmy spore problemy. W meczach o wielką stawkę liczy się jednak głównie skuteczność. Wykorzystaliśmy dwie okazje i jedziemy na mistrzostwa Europy. Czasami tak to się układa, że grasz dobrze, a nie ma bramek i punktów, a nieraz, mimo słabszego dnia, można się cieszyć ze zwycięstwa" - mówi Krzynówek.
Oprócz Ebiego Smolarka największym bohaterem w polskim zespole był Jacek Krzynówek. To po jego potężnym strzale belgijski bramkarz wypuścił piłkę z rąk, a Ebi dobił rywali, trafiając po raz drugi do siatki. "To Leo Beenhakker jest ojcem naszego sukcesu" - mówi skromnie "Faktowi" Krzynówek.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama