Jeden z najbardziej doświadczonych piłkarzy reprezentacji Polski tuż po końcowym gwizdku pobiegł w stronę pola karnego i rzucił się na szyję swojego przyjaciela Artura Boruca. "Jak selekcjoner powie, że jutro rano mamy trening, to chyba go wygwiżdżę" - zażartował "Żewłak" na widok przechodzącego tuż obok Leo Beenhakkera. "Dokonaliśmy czegoś, co nie udało się pokoleniom wielkich piłkarzy. Pamiętajmy jednak, że to były wspaniałe drużyny, które odnosiły sukcesy" - zaznaczył Żewłakow.

W Chorzowie sensacji nie było. Wszyscy spodziewali się zwycięstwa Polski i biało-czerwoni nie zawiedli. W meczu z Belgami Beenhakker zaskoczył tak naprawdę tylko jedną decyzją. Na prawej stronie zamiast Jakuba Błaszczykowskiego postawił na Wojciecha Łobodzińskiego. Efekt? Pomocnik Zagłębia Lubin posłał kilka dośrodkowań "w kosmos". Widząc, że "Łobo" nie radzi sobie, Beenhakker wpuścił Błaszczykowskiego. I to była znakomita zmiana.

W drugiej połowie Belgowie próbowali zaatakować. Żewłakow, który w przeszłości grał w Anderlechcie Bruksela, pozwalał sobie na żarty pod adresem Daniela van Buytena. "Pod koniec meczu powiedziałem do niego: Wbiegasz w pole karne jako napastnik. Chłopie, tak to się gra w B-klasie, gdzie wysoki stoper próbuje strzelać głową. Odpuść już, daj się cieszyć" - opowiadał Michał.

Ale teraz żarty się kończą. Beenhakkera i jego drużynę czeka mnóstwo pracy. Reprezentacja, która pokonała Belgię, z pewnością będzie się różnić od tej, która zagra na boiskach Austrii i Szwajcarii. Beenhakkera czeka trudne zadanie - przede wszystkim musi znaleźć wartościowych dublerów dla piłkarzy z podstawowego składu. Będzie to o tyle trudne, że nawet wśród tych ostatnich często są zawodnicy, którzy nie mieszczą się w jedenastkach swoich klubów.





Reklama