Gdyby nie zmiany, wejście na boisko zawodników, którzy ożywili naszą grę, to być tego meczu nawet nie zremisowali. Obiektywnie patrząc wynik jest - moim zdaniem – sprawiedliwy. Bardziej zmartwieni mogą być Węgrzy, bo przecież prowadzili 2:0 i 3:2. Można poszukać sporo takich drobnych potknięć, które nie powinny mieć miejsca w meczu z Andorą czy Anglią. Natomiast naszej reprezentacji trzeba oddać wielkość, że potrafiła się na tyle zmobilizować i podjąć walkę do końca, że dwa razy wyrównała - ocenił trener, który polską reprezentację doprowadził do trzeciego miejsca na mistrzostwach świata w 1982.

Reklama

Spotkaniem w Budapeszcie w roli selekcjonera Polaków zadebiutował Paulo Sousa. Portugalczyk na środku obrony postawił na parę młodych graczy Michała Helika i Jana Bednarka.

Mówi się, że trener ma prawo do eksperymentów i ryzyka. W tym ryzyku trzeba być troszeczkę skalkulowanym i nie przedobrzyć. Jeśli Helik z Bednarkiem pierwszy raz grali razem jako dwójka stoperów, to można to taką parę wystawić na mecz z Andorą czy San Marino, ale nie z Węgrami. Bo to rywal walczący o wszystko, grający z obecnym trenerem już od pewnego czasu z sukcesami. Ci dwaj młodzi gracze zachowywali się momentami naiwnie jak dzieciaki. Ja bym się na takie ryzyko nie pisał - stwierdził

Reklama

Podkreślił, że Sousa na pewno chciał wypaść w czwartek jak najlepiej.

Nos do zmian

Do końca eliminacji jest dziewięć spotkań. Wszystko można nadrobić, dużo wygrać. Stres mógł więc być tylko związany z prestiżem. Trener został przyjęty u nas niesamowicie serdecznie, z ogromną afirmacją. Czuje się pewnie bardzo dowartościowany tym, że znalazł kraj tak życzliwych mu ludzi. Dlatego tak mu zależało, a wyszło, jak wyszło – zauważył Piechniczek, który dwukrotnie wprowadził Polaków do finałów MŚ.

Zgodził się, że Portugalczyk miał 'nosa” do zmian.

Reklama

Natomiast nie miał przy budowaniu formacji, bo ani obrona, ani linia środkowa nie zagrały na poziomie, jakiego oczekiwaliśmy. A z wyborem do ataku Roberta Lewandowskiego i Arkadiusza Milika nie miałby problemu nikt choć trochę interesujący się futbolem – ocenił.

Zaznaczył, że podobało mu się, ze Polacy potrafili dwukrotnie doprowadzić do remisu, ale zabrakło „pójścia za ciosem” przy stanie 2:2.

Po to, że strzelić trzecią bramkę. Bo Węgrzy byli jak po nokdaunie, zamroczeni. Gdybyśmy objęli prowadzenie, gospodarze by już pewnie tego nie odrobili. Mimo wszystko cieszmy się z wywalczenia jednego punktu – zakończył były wiceprezes PZPN.