Jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy, ogromne kłopoty może mieć wkrótce Kazimierz Greń, piłkarski baron z Podkarpacia. Wszystko dlatego, że postępowanie wyjaśniające dotyczy wyłudzenia przez Podkarpacki ZPN 8,5 tysiąca złotych z kasy ministerstwa kierowanego przez Mirosława Drzewieckiego. Taka suma znalazła się na fakturze wystawionej przez regionalny związek na firmę, która miała zorganizować akademię dla uczniów Szkoły Mistrzostwa Sportowego w Rzeszowie (SMS podlega Podkarpackiemu ZPN). Zdaniem śledczych, w dokumentach finansowych związku, na podaną wcześniej kwotę nie ma żadnego pokrycia. Właśnie dlatego prokuratura wysłała kilka dni temu pismo do PZPN informując, że bierze pod lupę jeden z wojewódzkich związków i jego prominentnych działaczy.

Reklama

Greń, gdy powiedzieliśmy mu o sprawie nie krył zaskoczenia. "To jest nagonka. Komuś się nie podoba, że głośno krytykuję władze PZPN i szuka na mnie haków" - mówił wzburzony i zapowiedział nawet, że na najbliższym posiedzeniu zarządu, 17 grudnia, poda się do dymisji. "Na tej fakturze nie ma mojego podpisu. Poza tym, o jakim wyłudzeniu mowa. Przecież ta impreza w SMS-ie się odbyła" - dodaje.

Prokuratura ma jednak inne zdanie. Chodzi wszak o to, że prezes związku ponosi pełną odpowiedzialność za działania swoich podwładnych. Jeśli zaakceptował lewą fakturę to może mieć kłopoty. "Ale nie ma żadnej sprawy. Dokument został źle opisany i to wszystko. Zresztą, jak się ma pięćset faktur miesięcznie do podpisania to trudno każdą sprawdzać. Trzeba mieć zaufanie do pracowników. Pytam więc czy akademia była? I jak słyszę odpowiedź twierdzącą - to składam autograf. Tu jednak nie ma mojego podpisu, za nic nie odpowiadam. Poza tym impreza była robiona za dotację z piłkarskiej centrali, a nie z kasy ministerialnej" - tłumaczy Greń.

Restaurator, który miał organizować akademię, ma już jednak postawiony zarzut. Prokuratorzy z Rzeszowa sugerują, że na tym się nie skończy. Policja przesłuchuje kolejnych pracowników związku. Osoby z bliskiego otoczenia Grenia mówią, że to akcja odwetowa ludzi wiceprezesa PZPN Rudolfa Bugdoła. Kilka dni temu Greń otwarcie skrytykował prezesa PZPN Grzegorza Lato, którego sam niedawno popierał, i jego najbliższych współpracowników, w tym Bugdoła. Teraz, zdaniem dobrze poinformowanych, oglądamy kontrnatarcie. Gdy tylko Greń ogłosił, że w styczniu będzie chciał obalić rządy Laty, przy Miodowej zaczęto uparcie kolportować informację, że baron z Rzeszowa też ma sporo grzechów na sumieniu. "Kaziu jest ostatnio jakiś nieswój, wspominał coś o tym, że ma kłopoty" - mówi Bugdoł.

Reklama

Powyższe stwierdzenie brzmi, jak głos troski. W kuluarach mówi się jednak, że na linii Greń - Bugdoł iskrzy. Ten ostatni ma do Grenia pretensje o to, że puścił do mediów informację o nominacji Piotra Wernera na szefa polskich sędziów. "Greń podłożył mi świnię" - właśnie tak, zdaniem naszego informatora, Bugdoł skomentował przeciek dotyczący Wernera.

Jutro Greń spotka się z prezesem Latą. Nie można wykluczyć, że na tym spotkaniu szef kampanii wyborczej króla strzelców z mundialu w 1974 roku powie: pas. "Czarne chmury zbierają się nade mną. Coraz częściej zastanawiam się nad tym czy nie rzucić tym wszystkim w diabły. Czuję się osaczony" - przyznaje Greń.