W piątek Maciej Gieros z biura prasowego Sądu Okręgowego w Warszawie poinformował PAP, że apelacja od zapadłego w grudniu orzeczenia miała być zbadana w maju. "Termin został przyspieszony i sąd zbada apelację 28 kwietnia" - podał Gieros.

Reklama

Sprawa znalazła się w szczególnym zainteresowaniu ministra sprawiedliwości Krzysztofa Kwiatkowskiego, który objął ją "nadzorem administracyjnym". "Oznacza on, że prezes sądu ma obowiązek złożyć ministrowi pisemną informację o przebiegu postępowania" - powiedziała PAP rzeczniczka ministra Joanna Dębek.

Sprawa dotyczy zdarzeń z października zeszłego roku, gdy przed meczem Legii Warszawa z Ruchem Chorzów spiker prosił o uczczenie chwilą ciszy śmierci Jana Wejcherta, jednego z założycieli władającej Legią spółki ITI. "Staruch" jako wodzirej kibiców zaintonował wtedy okrzyk "Jeszcze jeden!", adresowany do Mariusza Waltera, drugiego ze współwłaścicieli. Krzyczeć nie przestał mimo interwencji służb porządkowych. Ochroniarze siłą wyprowadzili go ze stadionu.

Klub - wyrażając oburzenie wobec takiej postawy swego kibica - nałożył na niego dwuletni zakaz stadionowy obiecując jednocześnie, że nie wejdzie on już na obiekt przy Łazienkowskiej.

Przed tym sezonem doszło do zakończenia trwającego ponad trzy lata protestu kibiców Legii przeciwko właścicielowi klubu. Porozumienie z klubem zakładało jednak utrzymanie w mocy zakazu stadionowego dla "Starucha". Według nieoficjalnych informacji miał to być warunek jedynie tymczasowy, bowiem w trakcie sezonu miała mu zostać przywrócona możliwość wchodzenia na stadion. Kibice Legii domagali się tego w trakcie wrześniowego meczu z Lechem Poznań, kiedy to przez pierwsze 15 minut nie dopingowali swego zespołu. Osiągnęli cel i "Staruch" powrócił na stadion prowadząc doping na trybunie zwanej "żyletą".

Reklama

Niezależnie od sankcji klubowej swoje postępowanie wobec "Starucha" prowadziła policja, która zarzuciła mu złamanie ustawy o imprezach masowych. W tym trybie w grudniu zeszłego roku warszawski sąd nałożył na niego 2 tysiące zł grzywny i dwuletni zakaz wstępu na mecze Legii w stolicy.



Reklama

W sprawie została złożona apelacja, której rozpatrzenie przesunięto właśnie z maja na kwiecień.

O Piotrze S. znów stało się głośno w ostatnich dniach, gdy po niedawnej porażce Legii z Ruchem kibice stołecznego zespołu zwymyślali i opluli schodzących do szatni piłkarzy warszawskiej drużyny. Zareagował na to zawodnik Jakub Rzeźniczak, który ostro im odpowiedział. Gdy piłkarze wyszli ponownie na murawę na pomeczowy trening (rozbieganie), Rzeźniczaka uderzył w twarz prowadzący doping kibiców "Staruch" - zdarzenie zarejestrowała kamera, a nagranie opublikowano w internecie.

Dochodzenie w sprawie naruszenia przez "Starucha" nietykalności cielesnej piłkarza od wtorku prowadzi śródmiejska policja pod nadzorem prokuratury. Za taki czyn grozi do roku więzienia.

Po sobotnim incydencie, w poniedziałek doszło do spotkania pomiędzy "Staruchem" a Rzeźniczakiem. Według Stowarzyszenia Kibiców Legii "Obie strony stwierdziły, że działały w afekcie - jeden za dużo powiedział, a drugi nie był w stanie powstrzymać się od czynu, który nie powinien mieć miejsca".

Władze stołecznego klubu zdecydowały o przywróceniu orzeczonego wobec "Starucha" dwuletniego klubowego zakazu stadionowego, który był zawieszony. "Osoba, która dopuściła się tego karygodnego przewinienia dostała od klubu kredyt zaufania. Został on niestety nadużyty i nie mogliśmy podjąć innej decyzji" - wyjaśniał kilka dni temu prezes Legii.